Muzycznie preferowali szeroki wachlarz. I czerpali z niego obficie.
The Beach Boys, Frank Zappa, Pink Floyd... Za sprawą Harrisona dochodzi muzyka Wschodu (plus instrumentarium). Ciągle szukają, mieszają, szukają... Taśma puszczana od tyłu? Czemu nie...



Gdyby poprzestali na tym z czym zaczęli, wzorem innych dawno by ich na scenie muzycznej nie było. Tymczasem oni stale szli do przodu, i stale o krok dalej niż akuratny trend. Ciągły rozwój to ich dewiza.
Nawet wtedy, kiedy byli już tym wszystkim zmęczeni. Ciągłymi kłótniami ze sobą. Pewnie dlatego w 1970 postanowili oddać swój materiał na nową płytę na ręce amerykańskiego producenta Phila Spectora. Żeby tchnąć w ich muzykę kolejną dawkę świeżości. Bo wciąż szukali nowych wyzwań muzycznych.
Byli niezwykle kreatywnymi muzykami. I to głównie dzięki temu stali się największym zespołem w historii muzyki rockowej...



"Gdzie podział się stary, rockandrollowy Elvis?"
Wiosną 1966 roku ich menedżer zorganizował zespołowi spotkanie z dziennikarką Maureen Cleave ( "Evening Standard"). Miała ona możliwość odwiedzenia każdego osobno i podpatrzenia jego życia.
John Lennon zaprosił ją do Kenwood. To jego nowa posiadłość kupiona jakieś dwa lata wcześniej. W bardzo szykownej (czytaj drogiej) miejscowości Weybridge pod Londynem.
Gdzie się podział ten stary, rockandrollowy...

Dziennikarka napisała potem: "...Jego twarz trochę się zaokrągliła i bardziej niż kiedykolwiek przypomina teraz Henryka VIII..." :)
Ale to historii przeszło to - "... "Chrześcijaństwo odejdzie. Skurczy się i zniknie. To jest rzecz bezsporna. Dziś jesteśmy bardziej popularni niż Jezus. Nie wiem, co skończy się pierwsze, rock'n'roll czy chrześcijaństwo..."

I się zaczęło.
Słowa poszły w świat. Tuż przed kolejnym ich wyjazdem do USA.
Południe nawołuje do bojkotu. Kaznodzieje, radiowcy... Na chodnikach stawiają kubły z opisem: tu wrzucamy śmiecie (płyty) po Beatlesach.
Protesty są w katolickiej Hiszpanii i protestanckiej Holandii czy "rasowej" RPA. Nawet papież zabrał głos w tej sprawie: "...są pewne sprawy, których nie można bezcześcić nawet w świecie bitników..."


Nie skończyli nawet 25 lat. Są w posiadaniu Orderu Imperium Brytyjskiego. Władają duszami milionów fanów na całym świecie...
I nagle taki obciach. Rzeczywiście mogli pójść na dno. Jeszcze nikt z muzyków nie znalazł się w tak kiepskim położeniu, pod taką falą krytyki z całego świata. Lennon jest tym naprawdę mocno przerażony. Prosi, wręcz błaga Epsteina, by ten jakoś pomógł do załagodzić. Ten organizuje nadzwyczajną konferencję, gdzie Lennon sumiennie bije się w piersi i przeprasza.
Sytuacja ta mocno odbiła się też na całym zespole. Na zakontraktowany koncert do Stanów pomimo gróźb z żądaniem ich głów jeszcze lecą, ale to koniec.
Postanowili na zawsze zrezygnować z koncertów na żywo i oddać się wyłącznie nagraniom w studiu.
Od tej pory postanowili też, by nieść innym wyłącznie "...przekaz mądrości i wyższej świadomości..."    ???



O ile przed 1966 rokiem większość rzeczy robili dla zwykłych jaj, to teraz postanowili wykorzystać siłę przekazu, która wywiera ogromny wpływ na innych. Dzięki Dylanowi, ze tekst utworów rockowych może być poważny. I może stanowić świetny instrument w wyrażaniu ważnych treści.
Także narkotyki (według ich wypowiedzi) pomagały im na większe otwarcie ku nowym doświadczeniom artystycznym. (?)
Zaczęli (zwłaszcza Paul i John) rozczytywać się w tekstach  Timothy'ego Leary'ego, ale także i w literaturze Joyce'a, buddyjskich przekazach... To czas, kiedy zaczęli skręcać w kierunku muzyki konkretnej czy awangardy. Kiedyś pytani o opinię na temat wojny w Wietnamie tylko wzruszali ramionami i mówili oklepane "wojna jest zła". Bardziej interesował ich fakt przyjęcia przez rząd nowego podatku dla najbogatszych. Teraz miało się to wszystko zmienić...
Takie zresztą były całe te lata w drugiej połowie 60-tej dekady.
Nagrywający płyty nie chcieli być traktowani wyłącznie w kategorii rozrywki, chcieli poważnego traktowania. Ich wypowiedzi oscylowały wokół segregacji rasowej, wojnie (Wietnam), polityce, ekonomii... 

Beatlesi nie byli największymi radykałami na tej rewolucyjnej fali, ale to oni właśnie stanęli na jej czele stając sie symbolem narodzonego właśnie nurtu flower power.
Już nie nosili grzecznych ubrań, żadnych garniturów, krawatów - teraz byli na totalnym luzie. Z każdym dniem ich stroje (bo tak to trzeba nazwać) stawały się coraz bardziej odjechane. W mieście chyba był dobry towar :)
W 1967 otrzymali zaproszenie do słonecznej Kalifornii. Miał tam się odbyć festiwal stanowiący prapoczątek tak zwanego hippisowskiego Lata Miłości. Nie pojechali. Na festiwalu tym prawdziwymi gwiazdami zostali Hendrix, Brian Jones (Stonsi) czy Joplin. Organizatorom przesłali od siebie jedynie wspólnie zaprojektowaną grafikę. Znak festiwalu.
W tym samym roku i w tym samym klimacie wydali płytę, którą ze względu właśnie na charakter - tak okładka jak też zawartość muzyczna - stała się przewodnikiem w życiu całej tej gromady młodych ludzi. Płytę okrzyknięto arcydziełem. Narodził się art rock na dobre. Zmieniło się też całe ówczesne wyobrażenie o muzyce rockowej...


Ale to nie wszystko. Beatlesi zawsze parli do przodu. Kolejne ich projekty to nie tylko nowe elementy muzyczne, także plastyczne. Już nie tylko płyty (okładki), powstaje w tym odjechanym klimacie pop artu i psychodelii film - w dodatku film rysunkowy.
"Yellow submarine" - jedna olbrzymia manifestacja całego wachlarza nowych nurtów w sztuce.
25 lipca 1967 stacja BBC transmituje na cały świat prawykonanie ich przesłania miłości "All you need is love". W jednej chwili zobaczyło to 400 000 000 osób na naszym globie. Przekaz jest transmisją satelitarną - The Beatles znowu pierwsi, znowu o krok do przodu przed innymi.
A w 168 za swoim guru i przewodnikiem duchowym Maharishim Maheshem Yogim wyjechali do Indii...



To prawda. Nic nie trwa wiecznie. A Beatlesi mieli to, że nadchodzące zmiany wyczuwali szybciej niż inni.
Kolejny ich album (tak zwany "biały album") był już pozbawiony sporej dawki hippisowskiej psychodelii; natomiast więcej w nim klasyki i popu. I koniec z hinduskim guru.
"Ty jesteś niesamowicie twórcza, a ja jestem niesamowicie bogaty" - Lennon. Rozwodzi się z Cynthią i pobiera z Yoko Ono - japońską artystkę konceptualną. Nagrywają razem płytę ""Two Virgins". Wspólnie zakładają. Zakładają Plastic Ono Band, nadal jeszcze działa z The Beatles, ale to już zaczyna być dla niego coraz mniej absorbującym zajęciem.  Oddaje swój Order Imperium, coraz bardziej staje się aktywistą na rzecz pokoju w świecie. W ramach jednej z takich "akcji" siedzi w hotelowym łóżku z Ono przez siedem dni. Nadal dobry towar w mieście... :)

Siłą rozpędu zespół nadal pisze piosenki i wydaje płyty, dobre płyty. Ale koniec widać już blisko.





Gdy umiera nagle ich menadżer zakładają firmę Apple, by prowadzić dalej swoje interesy. Są jednak muzykami, nie biznesmenami. Stale na tym tle wybuchają jakieś konflikty. W jednym z wywiadów udzielanych przez McCartney'a magazynowi "Life" pada z jego ust stwierdzenie, że tak naprawdę grupa już nie istnieje...

20 września 1969 - Lennon formalnie ogłasza swoje odejście z zespołu.
To i już tak nie jest jeden zespół. Każdy ciągnie w soją stronę. Lennon jest najbardziej zaangażowany we wspólną twórczość z Yoko Ono, Harrison też ma już w tym czasie nagrane dwie płyty solowe, McCartney stale pisze nowe utwory, lecz w efekcie końcowym trafiają na jego debiutancki album. Najmniejszy wkład ma Starr, ale i on ma dość tych wszystkich kłótni w zespole. Podczas nagrań w studio nie zjawia się i za perkusją zasiada Paul. Nagrywanie płyty ("Abbey Road") Lennon nazwał "najgorszym doświadczeniem w życiu jakie go spotkało." Inni mają podobne zdanie...