To wspomniane Pięć Linii...
Powołane do życia z początkiem 1965. Jeszcze w tym roku dołączył do nich Seweryn Krajewski.
Chociaż na festiwalach odnosili sukcesy, to częste rotacje członków zespołu zachwiały ich pozycję. Po odejściu z zespołu Tadeusza Mroza, jednego z dwóch braci założycieli, zespół rozpadł się definitywnie po ledwo dwóch latach działalności...


Był też jeszcze taki zespół jak Pięciu. :)
Zespół powstał na fundamentach grupy Leniuchy.
Już na starcie zdobyli 1 miejsce w przeglądzie warszawskich zespołów studenckich. Potem kolejne wysokie notowania na różnych festiwalach. Wzorem dzisiejszych klubów piłkarskich muzykami zaczęły interesować się bardziej uznane zespoły muzyczne.
Zaczęła się rotacja "zawodników". Tak się jakoś dobrze za każdym razem składało, że grupa nic na tym nie traciła. Koncert za koncertem, przygoda z filmem, nagrania dla rozgłośni radiowych... Istnieli od 1967 do 1971.
Trzeba przyznać, że grali naprawdę świetnie.



Na początku wzorem chyba każdej początkującej grupy muzycznej przygrywali na potańcówkach wykonując modne kawałki The Shadows; to z tytułu jednego z ich utworów wzięli swoją nazwę.
Ich kariera nabrała rozpędu, kiedy do zespołu dołączył Tadeusz Woźniak. Zaczęli też zmierzać w kierunku repertuaru w stylu The Rolling Stones...
Udało im się na kilku festiwalach, zainteresowało się nimi Polskie Radio. Kiedy jednak zastanawiano się nad przyszłością grupy i ich repertuarem okazało się, że zapatrywania w tej sprawie są zbyt różne, by zespół mógł nadal istnieć. Jeszcze tylko nagrali wspólnie płytę i się rozeszli.
Warszawska grupa Dzikusy:

Zespół Rhythm And Blues założony w lutym 1959, rozwiązany już pod koniec tego samego roku.
Powstał przy gdańskim Jazz Clubie z inicjatywy Fr. Walickiego. Wykonywali standardy r'n'r i bluesowe amerykańskich zespołów.
Już po pierwszym koncercie stało się o nich głośno. I to dosłownie. Rozpisywano się o niesamowitym brzmieniu ich grupy i... hałasie. Wszystko za sprawą elektrycznej gitary Leszka Bogdanowicza podłączonej do kilkunastowatowego wzmacniacza i głośnika pochodzącego z magnetofonu produkcji ZSRR. Od nich wszystko się zaczęło tak na dobre. W kraju nad Wisłą poznano Elvisa Presley'a i wielu innych jemu podobnych wykonawców. Zdążyli jeszcze zagrać w dziesięciu polskich miastach i zakończyli swoją działalność. Ale ognia, który rozpalili już nie dało się ugasić... To "przez nich" publiczność zachowywała się tak nieobyczajnie - stali, krzyczeli, "fruwały marynarki"...
Nie grali długo, nie zachowało się więc wiele z tej działalności do dzisiaj.

Tarpany.
Poznaniacy i rok 1964. Od początku współpracowali z poznańską Rozgłośnię Polskiego Radia co przełożyło się na cykliczne występy w audycji Grająca Szafa na estradzie. Dzięki temu stale gościli w radioodbiornikach w całej Polsce. To musiało zaowocować. Stali się znani i sławni. W zespole liderowały takie późniejsze sławy jak Edward Hulewicz czy Halina Frąckowiak. Miarą sukcesu zespołu w tamtym czasie były koncerty zagraniczne. Zespół dawał je i w bratniej NRD jak i za żelazną kurtyną...



Mocne uderzenie ze Śląska - Passaty.
Powstali w Tychach w 1964 a rok później zaliczyli swój debiut na Turnieju Zespołów Polski Południowej by jeszcze w tym samym roku wygrać na  na II Ogólnopolskim Przeglądzie Zespołów Muzyki Rozrywkowej. Chociaż pewną popularność zdobyli to własnej płyty nigdy nie udało im się nagrać pomimo tego, że byli zapraszani do radia na różne nagrania. Ich utwory wychodziły na płytach składankowych wraz z innymi wykonawcami...

Gdyby dobrze policzyć to istnieli od 1961 aż do początku lat 80-tych. Z drobnymi przystankami.
Na początku związani z krakowską "Piwnicą Pod Baranami", później pod patronatem klubu (jazzowego) "Helikon". Na początku szło opornie, ciągle szukali jakiegoś utalentowanego wokalisty. W końcu w swoich szeregach powitali Andrzeja Zauchę. Strzał w dziesiątkę. Na VI Festiwalu "Jazz nad Odrą" zdobyli pierwsze miejsce w kategorii zespołów grających rhythm and bluesa. Od tej pory ich notowania stale rosły. Nagrody, wygrane, trasy zagraniczne. Wysoko oceniany był też sam Zaucha. Bardzo dużo czasu spędzali w trasie. Nagrali tylko jedną płytę długogrającą w tym czasie. Szkoda. Kiedy na początku lat 70-tych Andrzej Zaucha wyjechał do RFN grupa już nie miała tej popularności co wcześniej. Jeszcze trzymali się razem ale częściej poszczególni muzycy grywali z innymi zespołami jako muzycy towarzyszący, wspomagający...

Dżamble.


Zespół ABC (także Grupa ABC Andrzeja Nebeskiego) jako powstał pod koniec 1968. Tworzyli go wcześniejsi członkowie Polan. Starali się bardzo lecz z jakiegoś powodu trudno było im zaistnieć na scenie. Kiedy jedna na wiosnę przyszłego roku do grupy dołączyła Halina Frąckowiak wszystko nabrało rozpędu. Praktycznie każdy zaśpiewany z nią utwór stawał się wielkim przebojem. Zdobywali nagrody w każdej kategorii, od "opola" po kołobrzeski Festiwal Piosenki Żołnierskiej chociaż głównie uprawiali muzykę z gatunku soulu i rhythm and bluesa... I jak to zawsze bywa, dobra passa trwała do chwili odejścia z zespołu utalentowanej wokalistki. Frąckowiak postawiła z karierę solową w 1972 a grupa zawiesiła działalność już w roku następnym.
Z zespołem tym był też jakiś czas związany Wojciech Gąssowski.

Ostatni przebój zespołu, wydant tuż po odejściu Frąckowiak z zespołu:

 

Niebiesko-Czarno.
Kolejne "dziecko" Franciszka Walickiego. Debiutowali w marcu 1962 a już w kwietniu wygrali eliminacje regionu w ramach I Festiwalu Młodych Talentów. W finale ogólnopolskim zajęli drugie miejsce. To podczas ich koncertu w sopockim "Non-Stopie" padło na podatny grunt hasło: Polska młodzież śpiewa polskie piosenki. Wcześnie zespoły bigbitowe były kalką formacji zachodnich, w nielicznych przypadkach dodawali ewentualnie do granych utworów własny tekst śpiewany po polsku. Swoje pierwsze radiowe nagrania rejestrują z Czesławem Niemenem. To musiało się udać. W październiku do grupy dołączyli jeszcze Klenczon i Popławski. W tym składzie zagrali na najbliższym opolskim KFPP.
Przyszła sława i propozycje zagrania za granicą - i to od razu w paryskiej Olimpii. Żeby dobrze wypaść zostali "wzmocnieni" jeszcze dodatkowo Heleną Majdaniec i Michajem Burano. W Paryżu występowali wraz z Dionne Warwick czy Stevie Wonderem.
Nagromadzenie takiej ilości twórczych postaci zaowocowało artystycznie lecz na krótki i z czasem wspólna droga zaczęła się rozwidlać - każdy chciał podążać tą swoją. Najczęściej solową. Pozostał Wojciech Korda i to on nadał jeden jeden  i konkretny styl zespołowi. Niebiesko-Czarni byli chyba zespołem o największej ilości zagranicznych trans koncertowych. Te na Zachodzie pozwalały grupie na kupno porządnych instrumentów.
Zespół się rozwijał i mocno wchodził w rocka. Na koncertach dawał przedstawienia w psychodelicznym stylu - bardzo widowiskowe lecz też i ambitne. Publiczność wolała jednak muzykę łatwą i przyjemną dlatego też ich repertuar był dla wielu zbyt niezrozumiały (rock opera Naga).
Nie mniej zespół radził sobie dobrze a wolny czas przeznaczał głównie na przejazdy z jednego kraju do drugiego, z jednego koncertu na następny...
Trudno powiedzieć kiedy nastąpił konkretny koniec działalności grupy. Ostatni swój koncert dali we Lwowie w 1977...