Kiedyś słuchało się głównie wykonawców zagranicznych. Nasi brzmieli tak jakoś... :)
Ale były wyjątki.
Ja przykładowo lubiłem sobie posłuchać Urszuli. A i teraz też; zwłaszcza tej wczesnej... Może ktoś się skusi i zapozna z dorobkiem tej piosenkarki. Zdradzę Wam, że posiadam w swoim zbiorze siedem jej albumów...

A któż ona?
Ano trzeba przyznać, że to utalentowana wokalistka. Urszula to Urszula Kasprzak (a Kasprzak produkował kiedyś sprzęt stereo, na przykład słynny szpulowiec "Koncert". Z tym, że nie ma tu pomiędzy nimi żadnych powiązań :)  ).

Urodzona swego czasu w miesiącu lutym w zacnym mieście Lublinie (nigdy nie byłem). Rozkochana od zawsze w Pink Floyd czy Led Zeppelin. Stąd od najmłodszych lat muzyka wypełniają jej życie w stopniu przeważającym. Na tyle, że systematycznie uczęszczała na lekcje gry na fortepianie i... akordeonie. Uczęszczała zresztą wszędzie, gdzie tylko muzykę było słychać. Jak na zajęcia w lubelskim Studiu Piosenki.
Jako nastolatka brała już udział w konkursach. Z początku bez powodzenia ale szybko nastąpiła w tej materii zmiana. W wieku siedemnasty lat wygrywa Złoty Samowar na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Podczas jego wręczania zasugerowano jej dalszą karierę piosenkarki a także... aktorki. Z tym, że też śpiewającej :)

Początki w branży typowe - chórki. Jak podczas nagrywania płyty dla Majki Jeżowskiej. Czy na koncertach Budki Suflera. Ale w tym drugim przypadku poszła o duży krok dalej. W 1981 roku Romuald Lipko zauważa, że jest kimś więcej niż jedną z chórzystek - i zaproponował jej współpracę! Podczas tras koncertowych można było przeczytać na plakatach: Urszula i Budka Suflera.
Z początku współpraca polegała na tym, że na utworach była dodatkowym wokalem, jak w utworze "Noc komety" z Felicjanem Andrzejczakiem. Skromnie. Ale potem to już ona była numerem jeden. I wyłącznie. Od pierwszej nutki do ostatniej a Budka Suflera był jej zespołem towarzyszącym.
Ten swoisty duet tak się sprawdzał, że Lipko postanowił skomponować dla niej więcej takich utworów do samodzielnego wykonywania.  W 1983 roku wydała swój pierwszy album zatytułowany po prostu "Urszula". Wszystkie kompozycje były autorstwa Romualda Lipko.

Urszula zastąpiła w zespole Izabelę Trojanowską, której muzyczny wizerunek był zgoła odmienny - chłodna, wyniosła brunetka. Urszula była jej całkowitym przeciwieństwem - słodka, dziewczęca blondyneczka.
I taka w sumie też jest jej pierwsza płyta. To bardzo dobre podejście do sprawy. Wizerunek artysty i charakter twórczości musi iść w parze; inaczej odbiór jest zdecydowanie zakłócony - podświadomie coś nam tu nie pasuje i w efekcie końcowym nie jesteśmy ani zadowoleni, ani zainteresowani...
Ale bez obaw. Tu chodzi o porównanie jej charakteru do charakteru poprzedniczki. Nie uśniemy na tej płycie. Może i blondyneczka, ale z dłuższymi pazurkami...


Może i nie z tej płyty ale...


Tak jak zasugerowano jej w 1977 roku Urszula zaistniała takze jako aktorka. Pierwsze pojawienie się przed kamerą to film "Alabama" z 1984 roku (tam grała po prostu samą siebie), następnie był serial "Na kłopoty Bednarski", potem jeszcze "Och, Karol"; w innych filmach słyszymy piosenki w jej wykonaniu.

"Temat Bożeny" z filmu "Alabama". To polski film to i momenty być muszą :)


Ale to tylko epizody. Tak naprawdę to śpiewanie było celem jej życia. Kolejne festiwale i konkursy to kolejne nagrody i wyróżnienia. Demoludy, Skandynawia i oczywiście występy w USA...

W 1984 zaśpiewała wielki hit "Malinowy król", który potem stanowił zawartość jej następnej płyty wydanej rok później. Tak też i została zatytułowana ona sama.
Urszula wolała wtedy łagodniejsze klimaty i płyta stanowiła zbiór utworów zupełnie pozbawionych rockowego charakteru. Królowały za to w większym stopniu coraz bardziej modniejsze u naszych wykonawców brzmienia instrumentów elektronicznych. Nadal towarzyszy jej we wszystkim Lipko i Budka Suflera...
(w zasadzie, to pierwsza była wydana kaseta - potem dopiero LP)








Kiedy piosenka leciała z radiowych głośników połowa z nas zastanawiała się czy śpiewa szał, czy szal... sezonowej mody   :)


#6 01 Wrzesień 2018, 10:47:57 Ostatnia edycja: 01 Wrzesień 2018, 10:50:21 by Darion
Wakacyjne piosenki? Pewnie tak. Ale w tamtejsze wakacje to nikt by się nawet nie obejrzał za taką Margaret...




Druga połowa lat 80-tych to głównie koncertowanie dla Polonii amerykańskiej. Takie wyjazdy trwały czasem i pół roku. To też najlepszy czas w twórczości Urszuli. Nadal towarzyszy jej Budka Suflera i nadal prawie wszystkie kompozycje wychodzą od Lipko. Jest idealnie.
Pół roku w Stanach, pół w kraju. Wystarczy, by w kraju nagrać i wydać kolejny krążek - "Urszula 3" (1987).
Wystarczyło nawet na pisanie tekstów dla innych formacji muzycznych (Klincz) czy udzielanie się w kolejnych produkcjach filmowych...

Trzeci album równie dobry co dwa poprzednie. Kobieta zmienną jest i znowu mamy tu powrót gitary i trochę więcej rockowego brzmienia. Wspaniały i czysty wokal. I ma się wrażenie jakby kompozycje były bardziej dojrzalsze. Zwłaszcza w tekstach. Stąd i może mniejsza sprzedaż krążka niż przy wcześniejszych. Artystycznie tylko lepiej...

   







...i wielki hicior z tej płyty w starym dobrym stylu...

W 1986 roku Urszula poznała Stanisława Dybowskiego, swojego przyszłego męża. Jej czwarta płyta w kolejności to już w połowie kompozycje Dybowskiego. Nadal koncertuje w Stanach, gdzie osiedla się na stałe  i tam też nagrywa swój piąty album. W historii polskiej muzyki to pierwsza płyta polskiego artysty wydana na nośniku CD.
Pojawia się wprawdzie na krótko w kraju jak przy okazji występów w Sopocie, ale od paru już lat jej dom jest za oceanem. I jak to w takich przypadkach bywa jej gwiazda u nas zaczęła wygasać. Czyżby to co najlepsze ma już za sobą...?
I nagle postanowiła wracać. I zrobiła to w naprawdę wielkim stylu. Jej "Konik na biegunach" stał się wielkim przebojem (chociaż odgrzewanym) a kolejna płyta pokazała, ze nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
I tę płytę właśnie sobie u siebie słucham - "Biała droga" z 1996 roku.