#10 08 Czerwiec 2014, 00:00:22 Ostatnia edycja: 08 Czerwiec 2014, 00:11:22 by mrok
Pink Floyd - The Final Cut

Dźwięk z youtube pozostawia wiele do życzenia, ale to jedna z płyt o której zapomnę chyba kiedy rozsypię się w proch. W końcówce (od 3min 29sek) fortepian i saksofon - obezwładnia i zabija. ;)



Galahad "Sleepers"...całość ze świetną realizacją...

Pozwolę sobie napisać w tej zakładce o nowej płycie Roberta Planta.
Magią "Lullaby and...The Ceaseeless Roar" jestem wręcz zauroczony. Tak dobrej płyty wydanej przez Planta nie pamiętam od czasu premiery "Fate of Nations"(1993). Jest niesamowicie refleksyjna, wyciszona, zadumana. Nigdy bym nie pomyślał że ten wiekowy Pan (20.08.1948r.) wzniesie się na takie twórcze wyżyny.Brawo Panie Plant czekan na c.d.

Pink Floyd "The Endless River" a co Panowie sądzicie o tej nowości płytowej ?



Nie można się było spodziewać arcydzieła, ale mnie się podoba. Płyta est równa, zawiera nawiązania do przeszłości i na pewno nie jest nudna. Może nie do częstego słuchania, ale z pewnościa bedę do niej chętnie wracał :)

Ja zaprezentuję odmienny pogląd.
Moim zdaniem płyta jest nudna i zupełnie bez wyrazu.
Słucha się tego jak ilustracji do filmu gdzie pierwszoplanową rolę ma odgrywać obraz.
Znam płyty które powstały z odrzutów sesyjnych na skutek zapaści twórczej zespołu np. "Tattoo You" ale to co zrobił Gilmour to zwykłe granie na uczuciach fanów.
Nie kupię tej płyty, jest najzwyczajniej słaba w skali 20 pkt. daję 5.

Kwestia gustu, a może sentymentu :)

Cytat: bum1234 w 11 Listopad 2014, 10:49:05
Kwestia gustu, a może sentymentu :)


Masz całkowitą rację, ja również uwielbiam ten zespół i pewnie jestem dlatego taki radykalny że się zwyczajnie zawiodłem.
Ale powiedziano też że.... (nigdy nie mów nigdy)

Myślę WOY, że za ostro to oceniasz. Może dlatego, że Pink Floyd  zawsze prezentował sztukę przez największe możliwe S. To był taki Dante Alighieri, taki Mickiewicz lub Van Gogh we współczesnej muzyce rockowej. Niektórzy artyści regularnie wydają zestawy takich odrzuconych na jakimś etapie wykonań lub utworów (ot choćby Prince), ale przecież nie Pink Floyd...
A jednak...
Nie wydaje mi się, żeby te utwory były takie kiepskie, płyta jest raczej dowodem na to, że w pewnym okresie zespół szedł w stronę brzmień czasem określanych jako new age. Wówczas odrzucono te kawałki, bo byłyby złamaniem konwencji, ale dziś może i dobrze tego posłuchać i zobaczyć pewne podobieństwa do Karunesha lub nawet Vollenweidera. :)
A man can never have enough turntables.

Płyta ewidentnie klawiszowo przeplumkana w stylu Wrighta, może gdyby Gilmour wykrzesał z siebie trochę twórczej weny i dodał więcej gitary.......
A tak co to ma być ?
Hołd złożony muzykowi którego wywalał z zespołu ?
To ma być jakieś forma odkupienia poczucia winy ?
Na płytach Floyd-ów zawsze się coś działo były przeładowane emocjami, bogate aranżacyjnie z pięknymi solówkami muzyków.
A tu taki gniot.