Pamiętam jak w czasach tej płyty chodziliśmy do Pewexu posłuchać puszczanej muzyki na wieży stereo. W jednym grała z Technicsa, w drugim Pioneera.
I właśnie taki dźwięk z tamtych czasów pamiętam. Mięciutki, czysty - bajkowy :)
Zazwyczaj pochodził z kasety.


Oj, tam-kiczowate lata '80. To lata mojej młodości- chętnie od czasu, do czasu puszczam sobie muzę z tamtej epoki. Uważam też, że takiego wysypu fajnych, polskich kapel już później nie było.

Lata 80-te muzycznie... Co by tu powspominać? Było tego sporo. I sporo mi się podobało.
Taki 10000 Maniacs.
Amerykanie. Poskładali się w 1981. Dennis Drew, Terry Newhouse, Robert Buck i Chet Cardinale. Wkrótce pojawili się Natalie Merchant i John Lombardo. Tych dwoje z końca to podstawa grupy.
Nazwę dla swojego zespołu wzięli ze strasznego filmu (początkiem tej dekady nawet sporo obrodziło w tym gatunku) o tytule "2000 Maniacs"...








#93 19 Maj 2019, 16:20:42 Ostatnia edycja: 19 Maj 2019, 16:22:43 by Darion
Berlin, amerykański zespół synthpopowy.
Pierwszego singla wydali w 1980 roku. By szerzej zaistnieć (zrobili to w iście amerykańskim stylu) wypuścili ,,Sex (I'm A...)". I zaistnieli. Wielu prezesów stacji radiowych zakazało puszczania tego utworu u siebie.
Swój szczyt popularności osiągnęli piosenką do filmu "Top gun". Słyszysz Berlin, i myślisz - "Take My Breath Away"... I jeszcze dostali za nią Oscara.









Mike and the Mechanics.
Zespół założony w połowie dekady przez muzyka Genesis, Mike'a  Rutheforda. Muzyka wyższych lotów, bo na muzyce też trza się znać. Najbardziej znani z początku swojej kariery (dwa pierwsze LP).
Ja dodatkowo mam do nich sentyment, gdyż w składzie moich pierwszych płyt CD zakupionych w ogóle w życiu (a jakże, lata 80-te) była także jedna tej grupy - "The living Years".








Jennifer Rush, także amerykanka z nowojorskiego Queens. Naprawdę nazywa się Heidi Stern. Pochodzi z niemieckiej rodziny osiadłej tymczasowo w USA. Jej tata był śpiewakiem operowym stąd od zawsze ciągnęło ją w tę stronę. Początki niezbyt udane. Kto chciałby słuchać jakiejś Heidi.
Po którymś przyjeździe w odwiedziny do rodziny w Niemczech poznała tam muzyka Fabio Peppera. To wtedy postanowiła przyjąć bardziej akceptowalny w świecie muzyki pseudonim artystyczny - Jennifer Rush.
Jej drugi album ukazał się tylko w Niemczech. Ale kiedy "przerobiono" go na wersję międzynarodową...
To był przełom i wielkie bum!
Postanowiła osiąść na stałe na Starym Kontynencie. Jej rodzice zrobili w sumie tak samo.
Kolejne utwory zyskiwały rzesze fanów w Europie, na rynku amerykańskim było już z tym trochę gorzej.
Ale jej wielki hit już na zawsze pozostał wizytówką i pozycją obowiązkową w każdej składance utworów dekady lat 80-tych!












Chociaż wielu tak uważa, to nie jest akurat wykonawczyni tylko jednego hitu...


Claudie Fritsch, paryżanka. Projektantka mody. Znana od 1980 jako Desireless.
Jeden wielki przebój i kilka mniejszych. W zasadzie, to... tylko jeden przebój.
Karierę zaczęła i skończyła w tej samej dekadzie. Tę większą, bo coś tam tworzy i nagrywa nadal. I koncertuje...





Irlandczyk urodzony w Argentynie. Pomieszkiwał w różnych stronach świata; tam, gdzie rodzice akurat obejmowali placówkę... Od zawsze zafascynowany The Beatles. Też tak chciał.
Chris De Burgh.
Z początku śpiewał gdzie popadnie, byle mógł. I głównie ballady będące mieszanką folku, country, jazzu...
I właśnie od 1980 roku zmienia styl. Więcej nowoczesnego rocka i więcej brzmienia elektronicznego. I osiąga sukces. Naprawdę wielki.
/jego córka w 2003 roku otrzymała tytuł Miss World; tatuś zapewniał tam oprawę muzyczną/






Niemiecki zespół. Istniał kilka lat i pamiętany jest wyłącznie z jednego hitu.
Trio.
A ja pamiętam go  d o s k o n a l e.  Aż za bardzo.
Mój kolega miał Kaprala i puszczał go na okrągło. Myślałem, że jeszcze chwila i mnie odwiozą... :)
Da da da da da da da da da da da da da da da...........................acha.