Jak to kiedyś oszacowałeś nasz wiek "jestem dinozaurem" i dla mnie w muzyce elektronicznej, już wszystko powiedziano co mogłoby mną wstrząsnąć. Dzisiaj to co powstaje, to zwykłe docinanie kuponów od dawnej jej sławy i świetności.

Dlatego ja bez zastanowienia kupiłem polecany przez Ciebie wielopłytowy album "Tangerine Dream", bo to jest to, czego lubię słuchać. :)
A man can never have enough turntables.

Jean Michel Jarre "Oxygene Trilogy" premiera 2 grudnia, cena Box 3 Lp/3 CD 748 pln.  3 CD 112 pln.

#43 12 Listopad 2016, 13:13:08 Ostatnia edycja: 19 Listopad 2016, 18:30:12 by StaryM
Jean Michel Jarre i "Waiting for Cousteau" - 1990r.
Kupiłem jej wznowienie z ubiegłego roku.

Artysta "sprezentował" tę płytę w hołdzie w 80-te urodziny znanemu oceanografowi kapitanowi Jacques'owi Cousteau. Nie wiem co na to sam zainteresowany, ale mnie ta płyta... zaskoczyła. Spodziewałem się jakiejś muzycznej opowieści, obrazów malowanych dźwiękiem... Symfonii. Tymczasem... Sam nie wiem. Pierwszy utwór w sam raz dla urodzinowych gości - można sobie przy nim potańczyć. Drugi, trzeci - już mi w głowie coś tam powstawało, ale to nie było jeszcze to - mało "danych"... I utwór czwarty. Najdłuższy na płycie i chyba najdłuższy jaki kiedykolwiek słyszałem. Blisko 50 minut dźwięków. Przyznam się, że na nim przysnąłem. Za drugim razem pomyślałem, że lina głębinowego batyskafu zerwała się i uwięziony w nim człowiek pomału opada na dno Rowu Mariańskiego świadomy swego nieuchronnego końca. Im głębiej tym mroczniej, zimniej, ciszej... Uf.
Są takie płyty, co do których trzeba wpierw dojrzeć. Być może to ten przypadek. Za jakiś czas po nią sięgnę. Na razie (po)czeka.

 ;D
Trafna recenzja.
J.M.J. bynajmniej na mnie, robi wrażenie do 1986r.

Ale już następna w kolejności, "Chronologie", to powrót do tego, do czego przyzwyczaił nas wcześniej artysta. Pewnie sam stwierdził, że poprzednia płyta była lekko "inna". W kolejnej mamy już dobrze nam znane klimaty, brzmienia i instrumenty - ciąg dalszy jak nic. Nutki układają się w cykl. Pewnie też i dlatego taki tytuł tej płyty. Też posiadam jej wznowienie ubiegłoroczne.
Osiem utworów ułożonych trochę jak sinusoida, jak czas, gdzie mamy dzień i noc, i na przemian; raz każą nam się wyciszyć, to potem zabraniają zasypiać - podoba mi się ta płyta. Będę do niej często wracał - to jest to co lubię u Jarre'a, udaje mu się uchwycić każdą scenę naszego życia i odpowiednio opisać dźwiękiem...

Jean Michel Jarre, "Chronologie"...


Bardzo dobry dark ambient prosto z naszego kraju:

VURM - Dark Era

Nie znam się, to się wypowiem.

Klaus Schulze "Androgyn" premiera 27 styczeń.

Absolutna prehistoria dla wielu. Album "aż" z 1978 roku. Jean Michel Jarre i jego "Equinoxe".

Muzyka z tej płyty długo towarzyszyła nam przy okazji różnych audycji radiowych i telewizyjnych jako ich zwiastun lub tło. Bardzo lubię tę płytę. Nie jest ciężka jak u innych twórców muzyki elektronicznej tamtego okresu. Jest bardzo melodyjna, rytmiczna; momentami żywiołowa ale zawsze frapująca, i to bez względu na to ile razy już jej wcześniej słuchaliśmy.
Jeśli muzyka ma nam pomóc coś sobie wyobrazić, to w tym przypadku nie mamy najmniejszego z tym problemu. Po prostu siadamy w fotelu, zamykamy oczy i... już przemierzamy bezkresne przestrzenie kosmosu. Odwiedzamy dokładnie te miejsca, które namalował nam dźwiękami kompozytor. I widzimy je takimi jakimi widział je on sam w swojej głowie.
Dziesięć, trzydzieści, sto lat...
Z tej muzyki nie przeminie ani jedna jej nutka.