Apoteosi, 1975, "Apoteosi".

Włoski zespól powstały w 1974 roku. Wydali jeden album (właśnie go słucham) by następnie znikąć ze sceny.
Takich zespołów w tamtych latach we Włoszech było od groma. Powstać, wydać płytę i zniknąć - a wiele z nich naprawdę zapodawało niezłą muzę - jak właśnie dziś odsłuchiwani... Być może zawinił czas. Wtedy nie chciano mieć do czynienia ze smarkaczami. Dorośnij, potem przyjdź, nie to co obecnie. W chwili założenia grupy chyba nikt ze składu nie miał jeszcze skończonych osiemnastu lat. A może to, że grupa nie udzielała się na żywo. A może chcieli tylko spróbować.
Słuchamy i...?
Naprawdę dojrzała muzyka. I doskonała od strony technicznej. Podstawa to wspaniały fortepian Massimo Idy - 14 lat. Nie, nie fortapianu :) Ale i cała reszta jest bez zarzutu. Genialne.
Tak, to te czasy. Gdy mówił ten, co miał coś do powiedzenia, nie każdy...
Bardzo ambitna muzyka. Dobrze nagrana - ukłony w stronę ojca trójki ze skłądu zespołu. Wyprodukował im ten album w swoim studiu nagrań malutkiej wytwórni Said Records.




New Order, 2001, "Get ready"...

New Order to kontynuacja istnienia Joy Division po samobójstwie lidera zespołu Iana Curtisa.
Kontynuacja ale nowym szlakiem by nie być tylką zwykłą kalką poprzeniej grupy. Mieli wprawdzie ułatwiony start, ale jednak dalsza trasa na muzycznej drodze odbywała się już ze wzlgędu na własne dokonania. Znani w dekadzie lat 80-tych.

Się kręci. I nawiązuje do dawnej ich muzy. Ale jednak już deczko inaczej.
Płyta powstała, kiedy zespół juz dłuższy czas odcinał kupony od sławy co rusz wydając jedynie składanki a poszczególni członkowie grupy udzielali się we własnych projektach.
Płyta okazała się wyśmienita. Dużo gitar. Dużo rytmicznego basu. I dużo przepięknego wokalu.
Wszystko perfekcyjnie zgrane. I jakie świeże. I brak słabych punktów. Wysoka półka.





Świąt - co prawda - nie celebruję od dawna. Nie odpowiada mi ani sztafaż chrześcijański, ani modny dziś pogańsko-słowiański. Być może kiedyś, gdy byłem młodszy. A zapewne i tak ograniczyłbym się do święta Sobótki, gdy nagie Słowianki pląsają wokół ogniska.  No ale jak zwykle odchodzę od tematu.
Dostałem prezent. Muzyka kompletnie mi przedtem nieznana. Płyta nosi tytuł "Deszczowe plany Israela Nasha".  Album został nagrany na 16-ścieżkowej 2-calowej taśmie analogowej Studer, celowo unikając użycia nowoczesnej technologii cyfrowej. A wiec mam jedną z nielicznych współczesnych płyt, które - niczym krążki ze złotej ery winylu - zostały od początku do końca stworzone analogowo. Zacząłem słuchać i jestem pod wrażeniem. Mimochodem tylko dodam, ze instrumentarium też jest całkowicie analogowe. Muzyka to gatunek zbliżony do country, ale idzie bardziej w kierunku takiego world folku. Polecam.
A man can never have enough turntables.

2000, A-ha, "Minor earth major sky".

Pamiętam jak straszono nas wtedy pluskwą milenijną. A to już 22 latka po... Ale ten czas leci.

Jedną z pierwszych płyt CD jakie kupułem jeszcze w latach 80-tych był jeden z albumów grupy A-ha.
Nie z musu. Był wybór. Moje zasoby starczały na dokonanie zakupu mocno uzasadnionego :)


I tak zacząłem gromadzić u siebie ich dorobek płytowy. Dzisiaj kręci się ta.
Szósta płyta w kolejności. Jak dobrze, że w tym samym składzie. W zasadzie kłócą się ze sobą mocno i stale ale jak przyjdzie co nagrać to zbierają się do kupy (co za brzydkie słowo) i jazda...!

Dobrze, że od siebie trochę odetchnęli. Po siedmiu latach pojawiła się znowu bardziej płyta artystyczna niż zwykły komercyjny pop.
Płyta w spokojnym, nostalgicznym stylu. Wręcz balladowym. Bycie gwiazdą i ten cały rynek muzyczny dał się im wszystkim mocno we znaki . Teraz, nie musząc nic nikomu udowadniać, chcą po swojemu. Powolutku, spokojnie. Na luzie. Jak przed tym wszystkim, kiedy to się zaczęło. Kiedy przez dziesięć lat nie mieli czasu żeby usiąść i zwyczajnie o niczym ze sobą pogadać. Jak każdy normalny człowiek...
I dlatego ta płyta nie wszystkim przypadnie do gustu. A dla mnie bomba. Jest jak książka. Ma swoją wagę. A czytając szeleścimy przesuwanymi stronicami...

"...Podanie ręki jest zwodnicze
    I nigdy nie wiesz Co się za nim kryje
    Miłe chwile miną W świetle poranka
    To już sprawdzilem..."






Cytat: StaryM w 16 Kwiecień 2022, 11:30:52
Świąt - co prawda - nie celebruję od dawna. Nie odpowiada mi ani sztafaż chrześcijański, ani modny dziś pogańsko-słowiański. Być może kiedyś, gdy byłem młodszy. A zapewne i tak ograniczyłbym się do święta Sobótki, gdy nagie Słowianki pląsają wokół ogniska.  No ale jak zwykle odchodzę od tematu.
Dostałem prezent. Muzyka kompletnie mi przedtem nieznana. Płyta nosi tytuł "Deszczowe plany Israela Nasha".  Album został nagrany na 16-ścieżkowej 2-calowej taśmie analogowej Studer, celowo unikając użycia nowoczesnej technologii cyfrowej. A wiec mam jedną z nielicznych współczesnych płyt, które - niczym krążki ze złotej ery winylu - zostały od początku do końca stworzone analogowo. Zacząłem słuchać i jestem pod wrażeniem. Mimochodem tylko dodam, ze instrumentarium też jest całkowicie analogowe. Muzyka to gatunek zbliżony do country, ale idzie bardziej w kierunku takiego world folku. Polecam.

Przecudne granie. Dzięki StaryM za tę propozycję. Już szukam gdzie to zdobyć :)

A dzisiaj po wielkim świątecznym obżarstwie pod igłą zagościł Prince.

Polecam fajny klimat grania przez Turnstile. Ja to określam jako indie rock ocierający się lekko o punk.

#2078 19 Kwiecień 2022, 20:50:11 Ostatnia edycja: 19 Kwiecień 2022, 20:54:36 by Darion
"...Podtrzymuję nadal stwierdzenie, że ładne piosenki, jakie miały powstać, dawno powstały. Dlatego nie podejmuję się samooceny..."
To sam artysta we wstępie dołączonej do płyty książeczki.

2001, Czesław Niemen, "Spdchmurykapelusza".

Dla mnie zawsze był i pozostanie królem polskiej piosenki. I teraz, słuchając tej płyty, twierdzę nadal to samo.

Ta płyta to doskonałość. Technicznie, muzycznie, aranżacyjnie...
Niemen zawsze dawał z siebie wszystko co skutkowało muzą najwyższych lotów. Zawsze był też w awangardzie a to przekładało się na to, że wiele z jego kawałków było wręcz trudne w odbiorze. Tak jest i tym razem. Można odnieść wrażenie jakby album ten w najmniejszym stopniu nawet
nie przystawał do czasów mu współczesnych. Cóż, faktem jest, że Niemen żył i tworzył we własnej czasoprzestrzeni.  Wielu ta płyta odrzuci (w dosłownym znaczeniu tego słowa) a niektórzy być może nawet wyżyją się i na sprzęcie. Ale nikt, absolutnie nikt nie pozostanie wobec niej obojętnym :)


A tak w skrócie o tej płycie...
To najlepiej posłuchać tego:



Teraz Czesław Niemen i jego "Dziwny jest ten świat" z 1967 roku.

Klasyka.
Debiut płytowy i pierwsza w historii złota płyta w Polsce.
Jest wszystko co tak lubię i jak lubię.

No to...