Co najmniej.
Wiecie ile trwa lot na Marsa?
Nie wiecie?
No więc... Długo, bardzo długo. Tak.
Najlepiej jakoś ten czas czymś zapełnić. Można słuchając muzyki.
Jako, że sam wybieram się w ten lot kompletuję sobie zestaw tysiąca kawałków, które umilą mi tę przydługą deczko podróż. Nie, nie płyt. Czasami tylko kilka utworów jest fajnych na takiej płycie, reszta w większości to mniej lub bardziej udane wypełniacze.
Same pojedyncze i wybitne kawałki. Pozycja na liście nie ma żadnego znaczenia, to tylko liczba porządkowa.
Proszę też Was, byście przy propozycji podali jakieś uzasadnienie. Dlaczego właśnie ta Wam się podoba, z czym się zawsze kojarzy... I w ogóle. Słuchając ich będę miał także i Was wszystkich na uwadze...
Po wielu otrzymanych sms'ach w sprawie lotu...
Tak wiem, można taką podróż przespać, ale nie chcę. Szkoda mi życia... :)
1. Roy Orbison
"Oh, pretty women".
Piękna, liryczna piosenka. Zamykamy oczy i do razu widzimy te wszystkie nasze szkolne koleżanki, w których się podkochiwaliśmy...
2. Oddział Zamknięty
"Horror".
Wakacje roku 1985. Bieszczady. Mieliśmy fajną ekipę, stale były jakieś "jaja"... Coś wspaniałego. Kumpel miał "kaprala" (chyba) i tylko jedną kasetę. Na niej płyta Oddziału "Reda nocą". Puszczał ją na okrągło... Najbardziej w mej pamięci zapamiętała się właśnie ta piosenka. Słuchając tego zawsze wracam pamięcią do tych beztroskich chwil... Ech.
Pierwszym utworem który zrobił ze mnie miazgę był Speed King zespołu Deep Purple.
Miałem wówczas 15 lat. Od tego momentu, rozpocząłem niezwykłą przygodę z muzyką.
Kashmir- Led Zeppelin, jest co prawda drugi ale za to najważniejszy w moim życiu.
To moja kwintesencja rocka, arcydzieło, autorzy powinni za niego otrzymać nagrodę Nobla z dziedziny muzyki i kompozycji ;D
Toleruję go nawet w takiej formie :)
Mam nawet taką Ep. z tego filmu, gdzie jest wykonany w czterech różnych wersjach :)
A-ha
"Stay on these roads".
Od tego utworu zaczęła się moja przygoda z "muzyką cyfrową". Po wielomiesięcznych staraniach stałem się posiadaczem odtwarzacza płyt kompaktowych i pierwszej płyty CD, a to był pierwszy utwór (z tej płyty) jaki popłynął z głośników. Cyk, cyk, cyk... Czyściutko.
Ile razy słyszę go widzę przed oczami ten pewien październikowy dzień dekady lat 80-tych... I przeżycie większe niż obecnie zakup nowego samochodu w salonie.
Bardzo lubię muzykę poważną.
Nie wszystko, ale całkiem sporo... Symfonie, opera, balet - czemu nie.
Mam w swoich zbiorach płytowych także dział z tym gatunkiem. A z samą muzyką klasyczną zapoznałem się już dosyć szybko, bo w szkole podstawowej. Chyba gdzieś w okolicach piątej, szóstej klasy. Braliśmy udział w takim cyklicznym programie, który nazywał się (nazywano, my nazywaliśmy...?):
umuzykalnienie.
Bardzo to lubiliśmy, bo udawaliśmy się do sali widowiskowej, gdzie przybyli muzycy z orkiestry symfonicznej dawali nam mini koncerty. Każdy utwór był zapowiadany i objaśniany; do tego historia powstania, kompozytora...
Jak już wspomniałem, bardzo to lubiliśmy, gdyż... przepadały w tym czasie nam lekcje. A i z samego "umuzykalnienia" nie byliśmy "odpytywani :)
Potem (całkiem potem) przyszedł czas, kiedy już sam od siebie i świadomie sięgałem po ten gatunek.
Absolutna klasyka klasyki, mega obsłuchane i znane chyba przez absolutnie każdego... Ale mnie się podoba, lubię, i zabieram ze sobą...
Antonio Vivaldi "Four Seasons".
Byli nawet tacy - nie nie, nikt z naszego towarzystwa - którzy przychodzili z magnetofonem, mikrofonem, i wszystko sobie nagrywali. Stale nas karcili za hałasowanie i przeszkadzanie. A tu akurat wykonywano
"Violin Concerto No.3" W.A.Mozarta...
Mam. Biorę.
A może to był
"No.5"?
Też mi się bardzo podoba. A skoro też mam - to go też zabieram...
To doskonale pamiętam.
Gioacchino Rossini
uwertura do opery ,,Wilhelm Tell".
To też.
Przed wykonaniem utworu poinformowano nas o czym on opowiada i jakie instrumenty odgrywają tu na przykład szum wiatru, ptasie odgłosy czy inne konkretne zajście lub wydarzenie. Naszym zadaniem zaś było to w trakcie grania uchwycić i sobie ten obraz w głowie odtworzyć. Scena po scenie tego muzycznego przedstawienia.
Edward Grieg
"W grocie Króla Gór".
Może być.
A ja wybieram jeszcze
"Symfonię nr 5" Gustawa Mahlera, bardzo mi się podoba, idealnie współgrać będzie z bezkresem kosmosu widzianym zza iluminatora:
I jeszcze Richard Strauss
"Symfonia alpejska".
Chociaż opowiada o 11 godzinach górskiej wspinaczki to powstawała aż piętnaście lat. Lot łatwy też nie będzie. A muza piękna:
A dla relaksu coś lżejszego, suita baletowa Piotra Czajkowskiego
"Jezioro Łabędzie".
Rzecz obecnie niewyobrażalna, ale po premierze tego baletu klapa była tak wielka, że kompozytor chciał sobie w łeb palnąć. Na szczęście kolejne przedstawienie zawierało już zmienioną choreografię, właśnie tę, którą obecnie tak podziwiamy i uważamy za absolutna klasykę tańca baletowego. Każda kolejna próba wyłamania się z tego powodowała, że na spektakle nikt nie chciał przychodzić. I zaraz wracano do niej z powrotem. Jeden raz udała się ta sztuka. Brytyjczykom. A konkretnie za sprawą Matthew Bourne'a – choreografa i reżysera muzycznego. Podszedł do tego w sposób wielce nowatorski ale z dużym smakiem i taktem; jego "wersja" tego baletu wzbudziła uznanie u samego Michaiła Barysznikowa
Widziałem, coś wspaniałego.
Z łabędzim wdziękiem pomiędzy asteroidami... No problem.
Vivaldi to nie wyłącznie "wiosna, lato, jesień, zima", to wiele innych pięknych utworów.
Koncerty skrzypcowe... Można ich słuchać godzinami. Więc są idealne.
No tak. W tytule, że piosenki, a tu teraz same "nieme". Ale... w sumie też o czymś opowiadają...
Do mnie przemawiają nawet mocno.
To mogą być :)
Claude Debussy
"Trzy nokturny".
Te kompozycje można śmiało porównać do malarstwa impresjonistycznego. Bogactwo tonów jak paleta u mistrza pędzla - dużo, żywo, barwnie... Wszystko doskonale zharmonizowane, także chórki. Mega poetycko, muzyka pełna klasycznej doskonałości. Kompozytor zresztą jest znany z tego. Zabieram także.
Wspaniały utwór
"Pelléas et Mélisande" Jean'a Sibeliusa.
Kompozytor stworzył muzykę do przedstawienia teatralnego Maurycego Maeterlincka o tym samym tytule. Jej fragmenty składają się właśnie na powyższą suitę. (Sibelius był mistrzem w tak zwanej muzyce ilustracyjnej.) Świetnie się jej słucha i doskonale widzi to, co kompozytor chciał dźwiękami nam pokazać. A, nazwisko kompozytora otrzymała odkryta w latach 30-tych XX wieku jedna z planetoid...
Hector Berlioz
"Symfonia fantastyczna".
Już sam tytuł predysponuje to dzieło do podróży :) Ale taka i jest ona sama - wspaniała, piękna... po prostu fantastyczna. W swoim czasie była dziełem wprawiającym swym rozmachem (niesamowite wtedy bogactwo orkiestracji zaangażowane w jej wykonanie) w lekką konsternację u innych kompozytorów.
A żeby nie było zbyt ciężko, to przyda się też coś i lżejszego od czasu...
"Tańce węgierskie" Johannesa Brahmsa.
Mam wszystkie. Biorę wszystkie.
Najbardziej znany jest ten z numerem jak u Chanel...
Johann Sebastian Bach
"Wariacje Goldbergowskie".
Jeśli ktoś nie może spać, może ten czas spędzić na słuchaniu. W tym celu powstały właśnie te utwory.
,,Uczynić pozaziemskim to, co przyziemne, a w tym, co zwykłe, odnaleźć pierwiastek boski – oto cały Bach – największy i najczystszy geniusz w całej muzyce"Tak, bez wątpienia muzycznym geniuszem był. Chociaż w swoim czasie był twórcą niedocenianym. Być może duży wpływ miał tu też jego drugi talent - wybitnie zrażał do siebie innych ludzi. Za to potem... Grany przez największych wirtuozów świata, bo tylko oni mogli podołać wytycznym tego niesłychanie wymagającego kompozytora. Współcześnie jego kompozycje zostały zaadaptowane przez setki najprzeróżniejszych twórców wszelakich gatunków w muzyce. Swingu, blues'a, nawet rocka...W reklamie, w dzwonkach telefonu... To też jest wskaźnik wielkości tego twórcy.
Inna nazwa dzieła to:
Wprawki – aria i cykl wariacji na dwumanuałowy klawikord.Rękopis ostatniego utworu zawiera na końcu dopisek "etc." - zamiarem kompozytora było, by ktoś szczególnie uzdolniony pokusił się o dalsze (prze)tworzenie tematu. Ale do tej pory taki się nie znalazł.
Ciekawe czy pozwolą mi zabrać ze sobą pianino...
Zmiana klimatów...
Utwór, który mój kumpel słuchał swego czasu na okrągło. Mnie wtedy (za) bardzo się nie podobał. Teraz mi go będzie za to przypominać... Życie.
Biorę, Trio
"Da, da, da".
Jako, że to co dobre było kiedyś, będzie mi to fajnie przypominać - Irena Jarocka
"Beatlemania Story''.
Nie może być inaczej. Za wyjątkowy głos, mistrzowską lirykę, łzy w oczach...
Czesław Niemen.
Bardziej przyziemnie, dla relaksu - słuchawki i walkman... Był porządniej wykonany niż niejeden dzisiejszy smartfon. Z czasów, kiedy stereo było bogiem...
Dla pozytywnych wibracji, poprawy humoru, wspomnień... Biorę.
Sinead O'Connor
"Jerusalem".
Pozytywnych wibracji i dobrego samopoczucia nigdy za wiele...
Sinead O'Connor
"You Cause As Much Sorrow".
Tak...
Sinead O'Connor
"John i love you".