Piosenkarz odszedł trzy dni po premierze swojej najnowszej płyty "Blackstar", która spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem i była kolejnym krążkiem w bogatej dyskografii artysty. Bowie miał 69 lat. W oficjalnym komunikacie czytamy, że zmarł po 18 miesiącach heroicznej walki z chorobą nowotworową w otoczeniu swoich najbliższych.
(natemat.pl)
(https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/e8/David-Bowie_Chicago_2002-08-08_photoby_Adam-Bielawski-cropped.jpg)
Nie byłem nim jakoś szczególnie zafascynowany, ale jedno mu trzeba przyznać, był niesamowity w kreowaniu swych postaci scenicznych. Nikt chyba się tak nie zmieniał jak on - z koncertu na koncert, z płyty na płytę. Poza tym facet potrafił współpracować, zapraszało go wielu artystów i z każdym potrafił coś fajnego stworzyć.
Właśnie przeczytałem ...
Wielki Artysta.
R.I.P.
Akurat zaliczał się u mnie do tych wykonawców, na których nie zwracałem jakiejś szczególnej uwagi - ot, nie mój gust do końca. Ale artystą słusznego formatu był i w historii muzyki znajdzie swoje miejsce na stałe...
Minął rok.
Sięgam po 11 płyt tego wykonawcy. Ta starsza jego twórczość bardzo mi się podoba, te bliżej - już mniej.
Nigdy się nim tak naprawdę nie zainteresowałem. Może czas to w końcu nadrobić.
Pierwsza to płyta z 1974 roku
"Diamond dogs".
To teraz druga z zaplanowanych, "Young Americans" z 1975 roku...
Numer 3, to płyta z 1976 -
"Station to station".
"Artystyczne dziwadło. Kosmita. Wielka zagadka i nieodkryta tajemnica świata popkultury. A może po prostu cyniczny manipulant, który jak nikt inny w historii potrafił pogrywać sobie z mediami i wykorzystywać je na własny użytek oraz na własnych zasadach."
Autor Paul Trynka może warto poczytać?
Nr 4.
"Heroes" z 1977 roku...
Ostatnio ostro podganiam ze słuchaniem. Między innymi kolejna płyta Bowie'go. Też z 1977 roku i w zasadzie wcześniejsza od powyższej.
"Low"
Doprawdy wspaniała płyta. "Lodger" z 1979 roku...
Świetna
"Let's dance" z 1983 roku...
1984 i
"Tonight".W swoim czasie nie zrobiła furory. Kiedy jej słucham teraz - rewelka...
W kolejce "Ziggy Stardust: The Motion Picture" 1983, "Christiane F." 1981, "Stage" 1978.
Muszę się przyznać, że mi Bowie nie podchodził w ogóle przez wiele lat. Dopiero jakiś czas temu natknęłam się na "Sufragette city" w serialu i od tego czasu zainteresowałam się bardziej i przepadłam. Zresztą z The Cure miałam tak samo i nie umiem tego logicznie uzasadnić, bo muzyka bardzo w moim klimacie.
Plusem dzisiejszych czasów jest to, że dzięki pozostawionym przez piosenkarzy/artystów płytom możemy mieć ich w naszych głowach 'wiecznie żywych'
[usunięto nieuprawnioną reklamę niezwiązaną z tematyką forum]