Radius - Ethersonic

Nie znam się, to się wypowiem.

2014, Mike Oldfield "Man on the rocks".

Oldfield to Oldfield. Dlatego każdy kolejny jego album będzie sprzedany. Ale mam wrażenie, że czas Oldfielda jakby odchodził... Raczej słaba ta płyta. Gdyby ktoś inny nią zadebiutował jego osoba by nie miała szans na zaistnienie w świecie muzyki więcej niż jeden sezon wakacyjny. Nie, nie jest to płyta zła, beznadziejna... Raczej taka... "spokojna". O, zachowawcza. I może jeszcze elegancka, nawiązująca do zdjęcia z okładki... Nie ma tu tego pazura czy buntu znanego z wcześniejszego Oldfielda. Z drugiej strony.. Czy ten wielki artysta musi jeszcze coś komuś udowadniać...?




Z innej beczki. Jeden z najciekawszych utworów moim zdaniem...
A man can never have enough turntables.

X-Navi:Et - Technosis

Nie znam się, to się wypowiem.

Tina Turner i jej płyta z 1989 roku: "Foreign affair".

Oto płyta wydana w okresie, kiedy jakość się liczyła, nie jak teraz: "jakoś to będzie..."
Przestrzeń, głębia, czystość... płyta majstersztyk. Przepiękna stereofonia. Bum, bum, cyk, cyk... Po odpaleniu i usłyszeniu pierwszych dźwięków, ledwo zdążymy podkręcić głośniej od razu wgniata nas w fotel, który momentalnie odjeżdża do tyłu :)
Dlaczego teraz tak się nie realizuje płyt? A kto by tego słuchał? "Młodzieży" idąca chodnikiem i słuchająca muzy z komórki? Żeby jeszcze poprzez słuchawki, ale tak "z ręki"... Nawet mijając ich nie wiem czy ten skrzek to "on" czy "ona"...
A wracając do płyty... niesamowita perkusja. Genialnie rytmiczne, fenomenalne uderzanie w bębny. Aż krew w żyłach pulsuje w rytm tych uderzeń. Sama piosenkarka (wspaniały, niepowtarzalny wokal) z każdą płytą coraz lepsza, i w coraz większej formie. Piosenki składające się na ten krążek względem wcześniejszych (jakże doskonałych płyt) są (czy to w ogóle możliwe?) jeszcze bardziej dojrzalsze, z jeszcze bardziej większą energią zaśpiewane jakby z czasem artystce wręcz ubywało, a nie przybywało lat. Ile radości bije z jej śpiewania, a która to udziela się słuchającemu... Tak, oto prawdziwa królowa.




Cytat: Darion w 16 Kwiecień 2017, 11:12:46Dlaczego teraz tak się nie realizuje płyt? A kto by tego słuchał? "Młodzieży" idąca chodnikiem i słuchająca muzy z komórki? Żeby jeszcze poprzez słuchawki, ale tak "z ręki"... Nawet mijając ich nie wiem czy ten skrzek to "on" czy "ona"...
To jest chyba jeden z najistotniejszych problemów współczesności w zakresie odbioru muzyki właśnie. I nie chodzi tylko o realizacje, bo te bywają różne. Ale także o gatunki muzyczne. Co będzie względnie dobrze słyszalne w gównianym głośniczku ajfona? Muzyka? Nie. Głos. Dlatego mało laty łażą z włączonymi telefonami i słuchają "gadanej" niby muzyki zwanej hip-hopem.
A man can never have enough turntables.

U mnie najlepiej zrealizowane płyty to te, które wyszły tak do początku lat 90-tych. Potem już jest w dół. Niby czysto, ale wszystko w jednej linii. Nie ma już tej przestrzeni co kiedyś. Płyyytkooo. To samo wrażenie mam odnośnie słuchania muzyki w poszczególnych stacjach radiowych. Tylko kilka sekund na początku a dalej... mielony.   

Tori Amos i jej "Under the pink" z 1994 roku.

Poruszająca płyta. Porusza nie dźwiękowo, bo tu raczej "ubogo" - głównie wokal artystki i towarzyszący jej fortepian. Utwory bardzo oszczędne momentami... Ale porusza nas swoim niesłychanym artyzmem w nich zawartych. Wrażliwością zawartą tak w tekście jak też samym głosie wokalistki. Bardzo aksamitnym, magicznym, poruszającym (znowu)... Album dla "wrażliwców", dla tych osób, co to podczas słuchania lubią też zamknąć oczy i pomarzyć... Ta muzyka to czarodziej, wprowadzający nas na czas jej trwania do magicznego miejsca obrazów malowanych dźwiękami i rytmami... kojącymi nasza duszę, wymazującymi złe wspomnienia... bardzo przyjemna płyta. Artystka podąża własną ścieżką, nie ulega aktualnym modom. Jest sobą. Po prostu. Pięć, dziesięć, piętnaście lat. I płyta nadal świeża.

Chris Rea i "New light through old windows" z 1988 roku.

Często zarzuca się temu twórcy ciągłą powtarzalność i powielanie jednego schematu. Ten krążek jeszcze to zjawisko jakby potęguje. Bo wprawdzie zalicza się on do kolejnego albumu studyjnego, to tylko dwa utwory są na nim całkiem nowe. Reszta to kawałki znane z poprzednich płyt lecz nagrane na nowo (co sugeruje nam już sam tytuł tego krążka). Delikatne zmiany w wybrzmieniu nie wszystkim przypadły do gustu, jednak moim zdaniem są tylko subtelne. Styl i charakter pozostaje nadal ten sam.
Osobiście lubię sięgać po nagrania tego artysty. Jego głos i w większości spokojnie śpiewane ballady niesamowicie pomagają się wyciszyć i zrelaksować. Wielka klasa i smak z jakim śpiewa swoje utwory powodują, że myślimy o nim bardziej jako o poecie niż muzyku. Muzyka stanowi jakby tylko tło do słów, które i tak w zupełności wystarczyłyby same.
Kolejna płyta, którą polecam.

Zapętliłem to ponad godzinę temu i się katuję :)
Nie mogę się od tych dźwięków uwolnić.