Cytat: Lech36 w 01 Czerwiec 2015, 14:53:29
Jeden spalony wzmacniacz nie może stanowić takiego dowodu bo to mógł być przypadek.

Zgadza się. Ale wysyłając sprzęt do tak znanej redakcji, trzeba zadbać o to by cos takiego sie nie wydarzyło :)
Poza tym, jak się spojrzy na schemat to widać, że mogą tam występować zniekszktałcenia skrosne, co przy tej "klasie" wzmacniacza jest niedopuszczalne.
Zdarzało mi się też spotkać hi-endowe konstrukcje z buczącym trafem-sprzedawca twierdził "ten typ tak ma" :).
Ale ocywiście nie mam wglądu w całą produkcje takiego sprzętu i nie powinienem uogólniać. Mam jednak wrażenie, ze ze sprzętem pochodzący z małych manufaktur bywa różnie.
Np. odtwarzacze Micromegi lubią się zawieszać i nic na to nie można poradzić - "ten typ tak ma" :)

Ja swego czasu wyczytałem, że w jakimś modelu wzmacniacza firmy Hegel buczy trafo "bo ten typ tak ma"  ;)
Nie znam się, to się wypowiem.

Ale tego prawie nie słychać, szczególnie gdy pokój odsłuchowy duży... ;)
A man can never have enough turntables.

Cytat: bum1234 w 01 Czerwiec 2015, 20:34:03Mam jednak wrażenie, ze ze sprzętem pochodzący z małych manufaktur bywa różnie.
W każdym sprzęcie może nastąpić awaria. Nie sądzę żeby to miało większe znaczenie czy pochodzi z dużej czy małej wytwórni. Choć może tak być że mały może być bardziej narażony na usterki wynikające z terminów przydatności elementów do użycia przy lutowaniu na "fali". O ile dobrze pamiętam to od momentu wyprodukowania, montaż powinien odbyć się w ciągu pojedynczych tygodni bo inaczej producent nie gwarantuje pewności lutowania (mogą się pojawić zimne luty) końcówek elementu. Przy montażu ręcznym to jest mniej krytyczne. Mali producenci mogą mieć kłopoty z zachowaniem tych reżimów. Ja w żadnym ze swoich DIY-ków nie spotkałem zimnego lutu. Awarii elementów też w długiej historii nie odnotowałem więcej niż kilka (4 może 5), ale oczywiście producentem nie jestem więc statystyka nie jest miarodajna.   

Jeszcze jeden przykład religijny, wręcz wyznanie wiary:
CytatKilka dni temu dostałem paczkę Bazodrutów serii Killer. Dwie sieciówki, interkonekty i cyfrówkę. Wykonane ładnie, estetycznie i - na oko - nie powinny się ukręcać w miejscach lutowania. Mają odpowiedni "strain relief" co po polsku chyba opisalibyśmy jako "odprężenie na wyprowadzeniach".

Każdy z tych kabli wniósł coś do systemu z osobna i każdy wnióśł podobne zmiany, jakby ktoś dozował mi 20% poprawy tego i owego za sieciówkę, dalsze 20% za interkonekty, i 20% za cyfrówkę. Te kable są ewidentnie z jednej wsi, są jakoś rozpoznawalne, ale nie przez własne brzmienie które dodają, rozpoznawalne jak chrypka w głosie Niny Simone. Nie, one są niedodające ale otwierające. Te kable przestają maskować wypełnienie między nutami, między szkieletami instrumentów, oblekają wszystko w mięso i ciało. Przestrzeń staje się nie tylko o 50% większa ale bardziej wiarygodna. Mój mózg łatwiej daje się oszukać, że siedzimy (ja i mój mózg) razem w określonej przestrzeni koncertowej.
To co było szkicem - staje się obrazem. To co było zarysem - staje się kształtem. To co było domyślne - staje się wyraźniejsze. Mój mózg cieszy się i komentuje mniej więcej tak: "no właśnie, zawsze wiedziałem ZE TO TAK ma być. No TERAZ to słysze o co chodzi". Podobnie jak ze świeżym powietrzem - najpierw się zachłystujemy jak jest, a potem szybko się przyzwyczajamy. Kable Bazodruta mają taką rzadką zdolność sprawiania, że nie chce się ich wypinać. I trudno mi się o nie targować, właściwie nie potrafię ukryć, że ja już ich nie wypnę, a nawet nie spytałem o cenę. Głupio się przyznać, a jak teraz zapytam to może mnie oskubać na ile zechce. Więc nie pytam, udaję że pamiętam na ile się umówiliśmy, przełykam ślinę  i mówię: "no dobra, biorę. Niech cię jasny szlag".  No chyba 20 tysiecy mi nie policzy. Nie po to mam system za 200 tysięcy i zbudowany od podstaw referencyjny pokój dedykowany do muzyki, żeby na koniec słyszeć połowę tego co bym mógł a do tego pamiętać, jak dobrze to grało na full Bazodrucie. Nie wiem co ten człowiek konkretnie zrobił, ale zrobił DOKŁADNIE to, co potrzeba. Jego 30 lat w branży i nieprawdopodobne wprost osłuchanie zrobiły swoje.

Wygląda na to, że sam sprzęt  - wzmacniacz, kolumny, odtwarzacz - to tylko 40%. A zatem budżetówkę i kable bazodruta mamy 60% hajendu. :D
A man can never have enough turntables.

No comment.
A man can never have enough turntables.

Powinni je sprzedawać na kilogramy, jak kartofle :-)

I znów Naim ;) Zasilacz HI-CAP, mniej tu audiofilskiego powietrza niż u tańszego brata, który tutaj już był omawiany, prawie 8 kzł? Wiem, wiem zasilanie to bardzo ważna sprawa, a czego dla zasilania się nie robi? ;)
Nie znam się, to się wypowiem.

Za stroną Audio Show:

"7 mln złotych. Dokładnie tyle będzie kosztował najdroższy system audio, pokazany na tegorocznym Audio Video Show.
W skład systemu wchodzą kolumny Living Voice Vox Olympian oraz lampowe wzmacniacze Kondo, o niebagatelnej mocy ... 16W na kanał !
Słownie: SZESNAŚCIE wat. Tylko tyle wystarczy, aby stworzyć prawdopodobnie najdoskonalszy spektakl dźwiękowy, jaki tylko możemy mieć w domu. Dodajmy, że stworzenie jednej pary tych kolumn zajmuje pięciu wykwalifikowanym rzemieślnikom aż 2000 godzin pracy: 1400 godzin potrzeba na obudowę, a 600 na elementy metalowe z brązu, srebra i złota."

Wiele pytań się nasuwa: czy to jeszcze gra? Czy stolarka jest tyle warta? A może cenę robią metale szlachetne? ;)
Nie znam się, to się wypowiem.