Nagrywała piosenki w studio nie skończywszy jeszcze piętnastu lat. A nie mając jeszcze dwudziestu miała już podpisany profesjonalny kontrakt z uznaną wytwórnią CBS.
W swoim życiu często borykała się z przemocą, alkoholizmem i lękami. A w wieku trzynastu lat urodziła dziecko, kolejne dwa lata później... Urodzona na Południu USA, większość dzieciństwa spędziła jednak w Detroit.

Aretha Franklin, The Queen of Soul.

W dzieciństwie poznała wybitne piosenkarki gospel - Clarę Ward i Mahalię Jackson. To pod ich wpływem zaczęła sama śpiewać. Jej pierwsze płyty były bardziej jazzowe, nie znalazły zbytnio uznania. Kiedy bardziej zwróciła się ku gospel i soulu - musiało tąpnąć. W kilka lat już była nazywana "Królową Soulu".

Była pierwszą kobietą, która została umieszczona w słynnym Rock and Roll Hall of Fame. Zdobyła łącznie aż osiemnaście nagród Grammy. Śpiewała, grała w filmie; jej kariera przebiegała z różnym skutkiem - raz dobrze, raz słabiej - w zależności od panującej mody. Słabe były dla niej lata siedemdziesiąte - era disco. Ale prawdziwa sztuka zawsze się obroni. Swoim silnym ale ciepłym głosem wyśpiewała liczne piosenki będące teraz wzorcem swego gatunku. Wyznaczyła muzyczne standardy.
Przyjaźniła się z Cissy Houston a dla jej córki była matką chrzestną. W swojej blisko pięćdziesięcioletniej karierze śpiewała z największymi...

Chyba każdy interesujący się muzyką o niej słyszał. Ale czy jej słuchał?

Jej czwata studyjna płyta z 1962 roku. Pierwsza, która odniosła duży sukces sprzedażowy - "The tender, the moving, the swinging".

#1 23 Marzec 2017, 21:04:34 Ostatnia edycja: 23 Marzec 2017, 21:11:50 by Darion
Przepiękne utwory z zamierzchłej epoki... :)





Sam początek. 1956 i płyta "The gospel soul of Aretha Franklin".

Album został wydany, kiedy Aretha miała zaledwie 14 lat. Nagrania dokonano na żywo w kościele baptystów New Bethel - w kościele, gdzie pastorem był jej ojciec.
Mocarny głos. Głos, w którym czuć tęsknotę. Za absolutnie wszystkim. Za dzieciństwem, matką, normalnym życiem... Jak zawsze uciekało się w śpiew. Potrafił na chwilę zagłuszyć te wszystkie tęsknoty i pragnienia.




To Wam się spodoba na pewno...

"Lady soul" z 1968 roku.

To wspaniałe czasy dla różnych wydarzeń muzycznych. Do nich zaliczam nagranie tej płyty. Sama wykonawczyni także wtedy notowała największe w swojej muzycznej karierze powodzenie na tym rynku. Płyta genialna. Nie schodziła z list przez ponad rok. Album zaliczono do czołówki płyt wszech czasów.
Dacie wiarę, że to już pięćdziesiąt lat...?



Doprawdy świetna płyta. Mam i słucham.
"Spirit in the dark" z 1970 roku. Jej 19 studyjny album. Bardziej taki jakby taneczny. Sprzedaż nie była taka wielka pomimo, że płytę tę krytyka akurat wychwalała. Za to po latach... Teraz uważana jest za arcydzieło.
Chociaż zawsze nim była.




Kręci się właśnie świeża, bo ledwo z 1991 - "What you see is what you sweat".

Ciepły ale ciągle mocny głos. Radośnie, tanecznie ale też lirycznie i nastrojowo - taka właśnie jest ta płyta. Jeśli ktoś lubi Whitney Houston z przełomu dekad, to ta płyta jest dla niego. Doskonałe połączenie tradycji z nowoczesnym brzmieniem.
Nic jej z czasem nie ubywa. I trochę szkoda, bo z początkiem tego roku zapowiedziała, że ostatecznie od teraz przechodzi już na emeryturę.


#7 23 Kwiecień 2017, 10:54:04 Ostatnia edycja: 23 Kwiecień 2017, 10:56:55 by Darion
Wracam znowu do mojej królowej... Tym razem kręci się u mnie nówka, bo ledwo z 2003 :)

"So damn happy"


W jej karierze to już 38 album studyjny.
Myślicie, że to takie proste i spokojne śpiewanie. Nic bardziej mylnego. Żeby powstał ten krążek pracowało nad nim aż 98 osób. Śpiewających, grających, nagrywających... Samych skrzypków 15. Zdziwko, prawda?
Po sześćdziesiątce a nadal czaruje. Wyczarowała głosem naprawdę wspaniałe śpiewanie. Ale od kilkunastu lat wplata w tę klasykę nowoczesne brzmienia co może niektórym nie do końca pasować. Na szczęście na tym krążku mocno odpuściła (względem poprzedniego) - 2003! - to musi tak brzmieć.