Gdyby akurat ktoś ją Wam polecił - odradzam stanowczo.

Richard Marx "Paid vacation", 1993r.
Znalazła się u mnie przypadkowo. Mało kiedy jej słucham, chyba tylko żeby przepuścić. Spokojne, jak dla mnie popowe granie (niektórzy twierdzą, że to coś takiego jak soft rock) . Czasami zabrzmi coś na bluesowo...
Piosenkarz momentami śpiewa zachrypniętym głosem. Ten głos jednak nie kojarzy mi się z głosem wytrawnego bluesmana śpiącego pod gołym niebem lecz z chłoptasiem z pubu oglądającego mecz z kolegami. (No i te zimno piwo - strasznie)
Śpiewanie i piosenki niby poprawne, ale... jakoś tak ... strasznie nijaka ta płyta.
Od strony technicznej płyta też "dziwna"- strasznie taka jakaś sterylna, za dużo wysokich tonów w całości grania, podbitych i przerysowanych - normalnie straszny bubel.
Za dużo zwrotów "strasznie"?
Ta płyta właśnie taka jest!


A tu wręcz odwrotnie. Zachęcam do posiadania tego krążka.
Garou "Reviens".
Płyta stosunkowo młoda jak na moje "zapatrywania", bo ledwo z 2003 roku :)
Zestaw niebanalnych i klimatycznych utworów. Dopracowanych w każdym szczególe. Porywający wokal wzbudzający w słuchaczu pełen zestaw emocji. Od melancholijnego zasłuchania po te nakazujące mu wstać i ruszyć w tan z przytupem. Czaruje nas nie tylko chrypka wokalisty ile też samo brzmienie francuskiego języka. Jak tego razem się słucha!
Album, który nie ma słabych punktów.


Electric Light Orchestra ze swoją nieśmiertelną płytą "Time" z 1981 roku.
(Ja mam akurat płytę wydaną z jej wznowienia w 2001 roku, dodatkowo zawiera ona o trzy utwory więcej niż ta wcześniejsza.)
Uwielbiam ją.
Pamiętam jakie zrobiła na mnie wrażenie w czasach, kiedy była absolutną nowością. Miałem ją na kasecie. I pomimo tych trzech dekad  nadal nic się nie zmieniło. Zamykam oczy i marzę. Tak jak wtedy.
Wyobrażam sobie te wszystkie miejsca w kosmosie, które słychać na płycie. Niesamowicie się zaczyna. Lepiej niż niejedna kompozycja J-M Jarre"a. A potem tylko lepiej. Muzyki tego zespołu nie da się pomylić z żadną inną. Może tylko można "odnaleźć" jej echa w twórczości innych grup, jak Queen. To nie jest typowa muzyka elektroniczna. To jakiś dziwny miks różnych stylów dający w efekcie cudowny efekt. Jest tu wszystko. I rock, i stary dobry rock and roll, i elektronika, wirtuoz Vivaldi i zespół The Beatles...
Album niesamowicie spójny, bez słabych punktów. Przeogromne bogactwo dźwięków i melodii, i ich aranżacji. W jednym utworze jest ich więcej niż zawiera niejeden krążek współczesnej gwiazdy. Płyta dostarczająca niesamowitą dawkę emocji. Drzwi do świata alternatywnego, gdzie wszystko jest cudowne i gdzie... chcielibyśmy żyć.
Jedna z tych płyt, które na stałe wpisały się w dziedzictwo kulturalne człowieka.


Dopadłem nareszcie projekt pod nazwą Huxley Would Approve.
Praktycznie za całą stronę muzyczną odpowiada Niemiec, Reiner Schneider. Teksty, szata graficzna oraz koncept płyty jest dziełem Kanadyjczyka, Joe Bolieiro. Wokalnie Rainera wspomaga Judith Mattes-Schneider.
Muzycznie projekt nawiązuje do twórczości i stylistyki Rogera Watersa, Pink Floyd.
Odnajduję w tym całe pokłady zapożyczeń z twórczości w/w z okresu 1971-1987.
Słychać w tej muzyce, jakby ktoś odnalazł zagubione taśmy które gdzieś zaginęły muzykom :)
I nie jest to jakieś nieudolne naśladownictwo, to kompozycje z najwyższej półki.
Praktycznie dwoje artystów jest w stanie zastąpić znikający i bardzo przez fanów kochany zespół.
Ja jestem bezgranicznie oczarowany i czekam na drugą odsłonę.

Zdecydowanie polecam ostatni album Deep Purple "Infinite". Staruszkowie są w tak wyśmienitej formie, że szczękę zbierałem z podłogi już po pierwszym przesłuchaniu :)
Gillan (72 l.) wymiata wokalnie, że aż trudno uwierzyć, sekcja rytmiczna Ian Paice - Roger Glover nareszcie na pierwszym planie, nadaje ciężaru wszystkim kompozycjom.
Solowe popisy Aireya ze Steve Morse, dokładają rockowego kolorytu całej płycie.
Na końcu umieszczono cover The Doors ,,Roadhouse Blues", fantastycznie zagrany!
I pomyśleć że kolejni staruszkowie zaraz po Black Sabbath, Aerosmith, Whitesnake, Toto, Metallica, Megadeth, pokazują że rock jest nieśmiertelny.
Chyba.
Bo kto ich ma zastąpić ???

Zabieram się do tej płyty jak pies do jeża ;) Musze koniecznie nadrobić zaległość ;)
Nie znam się, to się wypowiem.

No to mam problem. Unikałem słów "Deep Purple" jak tylko się dało, a się nie dało... Jak słyszę "Deep Purple" to się ślinię jak ten pies Pawłowa. Może dlatego, że gdy jako nastolatek zaczynałem się interesować muzyką, to właśnie od tej grupy się zaczęło. Do dziś jest to muzyka mojej młodości. Nie Presley, którego nawet specjalnie nie lubię, Nie rockandroll, nie Beatlesi, na których jeszcze byłem za młody, gdy starsze o parę lat fanki sikały na dźwięk ich muzyki. Ale właśnie "Deep Purple". I teraz się nie dało od tego uciec, muszę kupić tę płytę...
A man can never have enough turntables.

Właśnie wróciłem do domu z zakupionym winylem Deep Purple.
Album dwupłytowy (180 g.) starannie wykonany z grubej tektury, wewnętrzne koperty z przeciętnego papieru bez wyściełania z folii.
Na kopertach zdjęcia w wiadomej scenerii :) i teksty piosenek.
Dodatkiem jest płyta DVD zawiera jakieś ględzenie.
Album ładnie wygląda po rozłożeniu(gatefold). W środku na całej stronie wielkie zdjęcie przedstawiające zespół wykuty w lodzie, coś na modłę albumu "In Rock".
Cena po negocjacji 69.90 pln.

Mam i ja, co prawda parę złotych drożej, bo w moim miasteczku tylko MM to ma, ale gdybym na Allegro kupował to musiałbym przesyłkę doliczyć. ;)
Zaraz zacznę słuchać ;)
A man can never have enough turntables.

Powiem tak, warto było. Zaskoczyło mnie, że płyty są dwie i są nagrane na 45RPM. Jakościowo doskonałe, wszystko jest dopracowane do najmniejszego szmeru, choć jak wiadomo Deep Purple to przede wszystkim hard rock.
Zaczyna się mocno od "Time for Bedlam" a kończy się przepięknym klasycznym kawałkiem The Doors "Roadhouse Blues", który pokazuje, że ci panowie wciąż jeszcze mają coś do zagrania i zaśpiewania.
A w środku na uwagę zasługują szczególnie "All I got is You", można rzec że to taka liryka dojrzałego mężczyzny, któremu nie wszystko wyszło. ;)
No i wspaniały balladowy wręcz kawałek "The Surprising"...
And then devil took my hand and said
Something you should see.


W skali od 1 do 10? Jakieś 12. ;)
A man can never have enough turntables.