Celine Dion, płyta z 1995 roku - "D'eux".

Bardzo czysto nagrana. Miękkie basy, wyraźne i nie powodujące męczenia uszu wysokie tony; głos wokalistki - sama perfekcja. Zawartość krążka raczej typowo rozrywkowa, ale to najwyższy poziom. Nie do końca przepadam za tą piosenkarką lecz akurat ta płyta wybitnie mi odpowiada. To pop (głównie) z górnej półki. Poszczególne piosenki różnią się od siebie znacznie, nie sprawiają wrażenia jakby pochodziły spod jednej prasy zaś francuski język dodaje swoistego kolorytu w ogólnym odbiorze tych utworów.  Możemy ich słuchać częściej i nie odczujemy w najmniejszym stopniu, że nam się już zaczyna nudzić. Ta płyta ma to coś.


So Slow - Nomads

Nie znam się, to się wypowiem.

Guns N' Roses z "biedronkowych" zakupów. Wklejam inną okładkę bo jest śmieszna :D ale dostępna w postaci wewnętrznej koperty.
Jak już ktoś zauważył płyty z "bidronkowej" kolekcji są niestety w większości wygięte w "michę" moja na szczęście nieznacznie.

A u mnie na talerzu Republika. Pierwsze wydanie z początku lat 80'. Cena 700 złotych. Przed rokiem 1980 płyty krajowe kosztowały nie więcej jak stówkę. Stan wojenny nie uchronił kraju przed inflacją, która już wtedy sobie mruczała "patataj, patataj, pojedziemy w cudny kraj".
Płyta grana na na gramofonie Dual 1229 z wkładką Denona (nie pamiętam już jaką), więc dziś jest w zadziwiająco dobrym stanie. Z tym gramofonem wiąże się śmieszna historia. Kupiłem go od gościa, który dostał sprzęt od rodziny z "West Germany". Ale jego wypasiona wieża nie miała gniazda "phono", więc narzekał, że to cicho gra i źle. Odkupiłem więc "zepsuty" za grosze. ;)

Wtedy "Republika" i jej teksty były takim tchnieniem  postmodernizmu w muzyce z jednej strony, a z drugiej takim wyrazem buntu intelektualistów, przeciw komunie. Dziwne, ale płyta jest nagrana świetnie i słucha się jej doskonale. Tylko label się kręci jajowato, bo krzywo przyklejony. :)
A man can never have enough turntables.

#944 04 Maj 2017, 00:35:02 Ostatnia edycja: 04 Maj 2017, 00:38:30 by Bertrand
"Nowe Sytuacje" Republiki to jest najprawdopodobniej do dziś moja najdroższa płyta ;) Kupili mi ją wtedy rodzice, a za ok. rok później była w kioskach Ruchu do kupienia za grosze ;) Republika to był mocno nietypowy zespół jak na tamte czasy, z jednej strony bardzo nie lubiany za bycie tzw. zespołem "oficjalnym", a z drugiej Ciechowski i Sp. mieli rzesze zdeklarowanych fanów. Potrafili zagrać trasę z legendą brytyjskiego punk rocka czyli UK Subs i zamknąć mordy malkontentom koncertem w ówczesnym Jarocinie, gdzie publika była mocno wymagająca i wrażliwa na wszelki przejaw ściemy i sztuczności.
Nie znam się, to się wypowiem.

Zapomniałem wczoraj fotki dodać z talerzem. ;)
A man can never have enough turntables.

Eros Ramazzotti i jego dziewiąty album - "9". 2003 rok.

W zalewie anglojęzycznych piosenek ta płyta jawi się jakby nie z tej ziemi. Facet śpiewa po włosku. I jeszcze robi światową karierę! Można? Można. Trzeba tylko to robić dobrze. A taka jest właśnie twórczość tego piosenkarza. Melodyjna muzyka, bez przesytu, bez natłoku, bez hałasu zlewających się w jedno instrumentów. Popowe kawałki zaśpiewane naprawdę dobrze, bez tego wszędobylskiego teraz darcia się. Krążek ten dowodzi, że muzyka popowa też może być fajną muzą.
Ważne, aby zaznaczyć jeszcze techniczną stronę tego albumu. Jesteśmy przyzwyczajeni (przyzwyczajani) do słuchania muzyki, która robi wrażenie rozjechanej przez walec. Płaskiej jak ptolemeuszowska ziemia. Tutaj jest głębia. Słychać, że muzycy stoją w różnych miejscach, a ich instrumenty także są mocno zróżnicowane jeśli chodzi o zakres wydobywanych dźwięków. Pięknie się tego wszystkiego słucha. Płyta wręcz testowa.


U2, "Boy", 1980 rok.

Szmat czasu. Ale nie dla zawartości tego krążka. Ta bardzo mi odpowiada. O wiele bardziej niż następnego.
Tu mamy zdecydowanie dyscyplinę. Tu nie odbieramy wrażenia, że niektóre kawałki są jakby lekko z innej bajki. Mało kto tak zaczyna. Może dzięki temu także druga, słabsza płyta, została siłą pędu równie dobrze przyjęta. Następne jeszcze lepiej, ale tu już było to jeszcze lepiej.
Fajne brzmienie instrumentów. Rzeczywiście czuć ducha tamtych czasów. Muzyka bardzo energetyczna, z prawdziwymi i mądrymi tekstami zawierającymi treść, nie tylko dźwięki.
Mocna, wręcz wybijająca się momentami na plan pierwszy perkusja z pełną werwy gitarą basową nadaje wszystkim utworom mocną i pewną podstawę na której nadbudowano (już jakby skromniej) brzmienia pozostałych instrumentów. Może nieco jeszcze rozdygotany głos wokalisty, ale już z mocą, która z każdym następnym krążkiem staje się bardziej wybijająca i wyraźna. Jak na debiut - ideał.



U mnie na topie Parov Stelar. Co prawda nie z nowej płyty, ale nie mogłem się oprzeć.

Jak wiecie, za metalicznym łomotem nie przepadam. Może dlatego, że za bardzo mi się kojarzy z długą przerwą w szkole. ;)
Jednak mam małą ulubioną płytkę w plikowej zresztą formie. Może kiedyś nabędę winyla...
A man can never have enough turntables.