Alchimia - Aurora

Nie znam się, to się wypowiem.

Possession + African Dub (Bill Laswell) – Off World One

Nie znam się, to się wypowiem.

Płyta Eltona Johna z 1992 roku "The one".

Z albumem tym otrzymujemy spory zestaw popowych nastrojowych ballad, gdzie oprócz obowiązkowego fortepianu na plan pierwszy wysuwa się głos wykonawcy. Elton potrafi śpiewać takie kawałki doskonale stąd wiele piosenek stało się też wielkimi przebojami. Sam album oceniam (za paroma wyjątkami) jako zdecydowanie słabszy od "Sleeping with the past". O ile wcześniejszy bardziej skłaniał się do dekady lat sześćdziesiątych, to ten wyraźnie wybrzmiewa w lata siedemdziesiąte. Od strony technicznej nie można mu niczego zarzucić. Czysto, perfekcyjnie, doskonale. Początek lat dziewięćdziesiątych to wyraźna zmiana tak w wizerunku artysty jak też i stylu śpiewania. Nadal jednak wyczuwamy wyraźną tendencję do odcinania kuponów...


Moja ulubiona. Elton John, 1989 rok, "Sleeping with the past".

Chociaż nosi się kiczowato, to akurat jego muzyka wcale taka nie jest. Popowo-rockowa zawartość tego krążka z pewnością wielu przypadnie do gustu. Melodyjne, spokojne kawałki zaśpiewane w nawiązaniu do lat z wcześniejszych dekad  już się o to postarają. Powróci we wspomnieniach klimat dyskotek z końca lat osiemdziesiątych i niejednemu przypomni się przytulanie w tańcu do swojej szkolnej koleżanki. I nie ma sensu zastanawiać się teraz czy chodziło wykonawcy o Dżoan, czy Dżona... :)

Bardzo lubię słuchać płyt z tamtego okresu. Zawsze czysto nagrane, bez zlewania się w jazgot, a i bas nie przypomina uderzania w kartonowe pudło. Super.



SCORN "Evanescence"

Nie znam się, to się wypowiem.

Kim Appleby, album z 1993 roku- "Breakaway".

Kiedy zobaczyłem tę płytę swego czasu nie znałem w ogóle tej wykonawczyni. Kupiłem w ciemno, na zasadzie niespodzianki dla mnie.
I specjalnie ta niespodzianka nie spodobała mi się.
Gdy wracam do niej teraz moje odczucia pozostały nadal te same. Płyta nijaka. Więcej ich też u tej piosenkarki i nie było.
Kilka w miarę ciekawych (pop) kawałków, które chętnie widziałbym w repertuarze Martiki (coś w jej stylu), reszta (a tych jest też i większość, raczej druga połowa z zawartości krążka) "trudna do zapamiętania". To znaczy słuchamy ich i nie jesteśmy pewni czy leci trzecia, czy może piąta piosenka... Takie same i tak samo nudne.
Płyta ma jeszcze jedną "przypadłość". Mianowicie te ładniejsze kawałki są fatalnie zgrane. Dźwiękowo - amatorszczyzna. Jakby pojawiły się na płycie wprost z przyniesionej i nagranej w domu kasecie demo. Było w miarę dobrej jakości więc wytwórnia nie nagrywała ich u siebie od nowa. (Po co jeszcze ponosić dodatkowe koszty jak artystka nie rokowała, a kontrakt zakładał wydanie jej w przypadającym akurat roku kolejnego albumu.) Drugi "zestaw" już nagrany profesjonalnie, ale pewnie ta nijakość ich wzięła się stąd, że na siłę sklecano pozostałą zawartość do tego albumu.

GOD "Appeal to Human Greed"

Nie znam się, to się wypowiem.

Bill Laswell Trojan dub massive

Nie znam się, to się wypowiem.

Tanita Tikaram, 1988r., "Ancient heart".

Debiutancki album tej wykonawczyni wyraźnie się wyróżniał na tle innych płyt wydawanych w tamtym okresie. Plus ciekawy głos. To wszystko zaowocowało tym, że z marszu zdobyła wysoką pozycję w światku muzycznym a miliony uszu kupiło ten album. Nastrojowość wybrzmiewajaca w tej popowo rockowej zawartości krążka nie uleciała wraz z czasem. Gdyby nie nasza tego świadomość nie wiedzielibyśmy nawet z jakiego okresu jest ta twórczość. Jedna z tych płyt, które się nie starzeją. Jest duże zapotrzebowanie na taką muzykę stąd i wokalista działa czynnie do teraz, co rusz wydając nową płytę.
Stare, dobre czasy.