Być może dlatego, że byłem nauczycielem, to taki metal kojarzy mi się z tytułem "długa przerwa w szkole". Jednak wolę bardziej stonowane dźwięki. :D
Dziś mam dzień słuchania Slade, jakie to miłe piosenki... ;)
A man can never have enough turntables.

O to bardzo ciekawe i nie przeszkadza Ci ich "wytworna" angielszczyzna ?  ;D

No cóż... bardziej preferuję Led Zeppelin i Deep Purple, ale wczorajsze słuchanie Top Listy Wszech Czasów jakoś głód na Slade wywołało ;)
A man can never have enough turntables.

Rozumiem, ale pytam o tą ich niepoprawną angielszczyznę. Brzmi ona niczym "wyszłem", "przyszłem" ..... ;D

Na szczęście jestem tylko polonistą, błędy angielskie nie są dla mnie tak denerwujące. ;)
A man can never have enough turntables.

Joe Cocker, "Night calls". Płyta z rynku europejskiego, 1991r.
Kolejny udany krążek, jeszcze lepszy i doskonalszy od poprzedniego. Wielu zarzuca Elvisowi pójście "w operetkę" pod koniec swojej kariery (czas kasyn Las Vegas), ale gdyby nie to, Cocker nie zaśpiewałby tak wspaniale "Please no more" czy "There's a storm coming", gdzie styl Króla wyraźnie słychać. Zastanawia mnie tytułowy utwór z tej płyty autorstwa Jeffa Lynna (będącego także jej producentem). Dlaczego Cocker zaśpiewał go tak, jakby w jakimś programie udawał... Lynna; bez nadania jej odrobiny własnego stylu? Pewnie dlatego, że lepiej by nie wyszło. Więc tak to już a'la Lynn zostać musiało :)

ZZ Top "Eliminator". Płyta z 1983 roku. Oryginalne wydanie z USA.
Muzycznie doskonała. Świetne kawałki słuchane z przyjemnością po wielu latach i po wielu razach. Nadal. Płyta pochodzi z początku kariery CD i jak wiele z tamtego okresu jest wypełniona materiałem przegranym z analogu. AAD - te jedyne "D" odnosi się wyłącznie do postaci płyty - kompaktu.


Dzisiaj upajam się dźwiękami z Symphonic Miusic of Procol Harum :)

Martika i jej debiutancki album z 1988 roku pod tym samym tytułem. Idealna, by przypomnieć sobie klimat lat minionych. Zawartość krążka to typowe popowe utwory z tamtego okresu. W porównaniu do dzisiejszych kawałków z serii "lekko i przyjemnie", tamte okazują się być zdecydowanie bardziej dojrzalsze i ambitne. Tekstowo i melodycznie. Do tego dobrze technicznie nagrana płyta.

Martikę znam, ale nie pokochałem. Powiedzmy lubię. Ale Procol Harum kocham... ;)
A man can never have enough turntables.