Odebrałem dzisiaj z paczkomatu brakującą mi w kolekcji winylową wersję Whitesnake "Restless Heart"
Pięknie gra. Dopieścili dźwięk w każdym calu :)

Zapuszczam dzisiaj taką węgierską odmianę Pink Floyd ;) z lat '80.
Gorąco polecam, fantastyczne granie.

Starocie. "Wioślarskie" popisy w Blue Note, Tokyo. Fajnie relaksująca muza...

Kate Bush, "The kick inside", 1978.

Gdybym nie wiedział, to pomyślałbym, że zawartość płyty pochodzi sprzed kilku/kikunastu lat. To wszystko prezentuje się tutaj   n i e s a m o w i c i e   współcześnie.
Wielu też pewnie myśli, że Wuthering heights to rok 1986. Tymczasem utwór pochodzi z 1975 a wydany został jako pierwszy singiel artystki i pojawił się na tej właśnie płycie. Ten z płyty z 1986 to trochę "przerobiona" wersja tej tutaj.

Piękny debiut płytowy. A łatwo nie było. Dema poszły prawie w sto miejsc. Nikt nie był zainteresowany. Aż posłuchał tego - tak, tak - David Gilmour. Bo w tamtym czasie zajmował się także wyszukiwaniem nowych talentów. Zorganizował dla tej "uczennicy jeszcze" profesjonalne nagrania i ... wtedy ruszyło.
I chociaż w tym czasie młudziutka artystka miała nagrane na domowym magnetofonie setkę własnych piosenek to czekano aż... skończy osiemnaście lat i będzie mogła sama podpisać kontrakt płytowy. Stało się to w 1976 roku. Ruszyły na poważnie przygotowania do powyższego albumu.

Wszystko tu jest naj. Przepiękne melodie. Aranż. Dojrzałe teksty na poważne tematy... Przepiękny fortepian.  Majstersztyk.






I oczywiście...



Fantastyczny koncert, kto ma ten wie ;)

Słucham z wielką przyjemnością. Aranżacje trochę askakują, ale stanowczo pozytywnie. Polecam nie tylko fanom Toto.

#2006 05 Grudzień 2021, 18:02:59 Ostatnia edycja: 05 Grudzień 2021, 18:06:49 by porlick
Żona powiedziała, że Józek przypomina Borysa Bestię z Man in Black.  :D
W sumie, to ma sporo racji.

Odpaliłem płytkę wyciągniętą z buta. ;)
Czego się można było spodziewać po trzeciej Grecie? Ano tego wszystkiego, co było na dwóch poprzednich, czyli sporo fajnej, pozytywnej muzy. Na razie wysłuchałem niewiele, ale już jestem zadowolony.

A ja tuż przed świętami dostałem prezent od bliskiego kolegi. Słucham i jestem pod wrażeniem. Reedycja doskonale zrobiona, jakość świetna, a doskonałe covery Cohena w wykonaniu Zembatego przypomniały mi dawne lata.
A man can never have enough turntables.

Do kompletu Josepha Williams'a dostałem Steve'a Lukathera. Nie mogę się doczekać, kiedy przycichnie świąteczne zamieszanie i będę mógł posłuchać w spokoju.