Om - "State of Non-Return"

Nie znam się, to się wypowiem.

Supertramp, 1979, "Breakfast in America".

Bardzo uwielbiam te starocie :)
Szósty w dorobku album studyjny grupy i największy sukces sprzedażowy w historii. 20 000 000 płyt!
Typowy rock końca lat siedemdziesiątych w spokojniejszej odmianie. Momentami słychać śpiew wykonywany falsetem czy też chórki - nie, wtedy to nie mogło odbyć się inaczej :)
Ładny i soczysty bas. Na górę raczej nie liczmy. Wyższe tony to przede wszystkim wokal. Ale za to nic nie męczy naszych uszu. Nie ma tej wszechobecnej dzisiaj sztuczności w dźwiękach... Super się tego słucha na wyższych poziomach głośności.
Muzycznie płyta prezentuje się bardzo pogodnie, spokojnie; momentami tylko - i tylko przez chwilę - przypomina o sobie do jakiego gatunku należy. Wspaniałe wstawki na saksofonie. Rock, po którym na pewno się... wyciszymy!






Kupiona właśnie za 15 zł w Biedrze płyta babci Martyny Jakubowicz. Pomimo wieku, głos ten sam :-) Na płycie "Zwykły włóczęga" śpiewa piosenki Boba Dylana. Szczerze polecam.

Will - "Souls of the Valiant"

Nie znam się, to się wypowiem.

#1284 15 Wrzesień 2018, 21:18:39 Ostatnia edycja: 15 Wrzesień 2018, 21:20:23 by Darion
Właśnie sięgnąłem sobie po płytę z 2003 roku - "Farewell" - Clan of Xymox.

Czy znacie jakiś zespół z Holandii? To teraz macie okazję jeden taki poznać. Oczywiście jeśli ktoś się z nimi jeszcze nie spotkał. Albo myślał, że to Brytyjczycy :)

Rock gotycki.
Tak się ich klasyfikuje. Ale na tyle dużo tutaj syntetycznego brzmienia, że bliżej temu do synth popu czy po prostu new wave.

Hmm. Dla mnie to płyta... taneczna. Tak. Nawet dyskotekowa. Większość kawałków - przeważająca - to rytmiczne utwory bardziej podobne z melodii do brytyjskiej nowej fali z początków jej ery. Mroków średniowiecza to tu nawet na lekarstwo :)
Ale to nie wada. Bo płyta całkiem przyjemna w słuchaniu. Jest w takim klimacie i tyle. Na swój sposób to i nawet urzekające - ale relaksacji przy niej to większej nie zaznacie.


Właśnie się skończyła płyta Green Day- American Idiot. Chłopaki dali czadu.

Kręci się u mnie "Enchanted" z 1990 roku Marca Almonda.

Krytyka specjalnie za nim nie przepada. Wręcz twierdzono, że facet nie potrafi śpiewać. Ten niczym nie zrażony firmując się swoim własnym nazwiskiem wydawał płytę za płytą.
"Enchanted" jest jego szóstym albumem w dorobku. W dodatku uważanym obok (albo razem z) Mother fist & her five daughters za najlepszy (jak na to do czego zdążył nas już przyzwyczaić).
Chyba szybciej będzie wymienić czego tu nie ma :) Bo mamy dance, pop, muzykę zwaną elektroniczną, coś z kabaretu, sporą domieszkę hiszpańskich rytmów, orkiestrę symfoniczną... I dużo zabawy. Ale Almond taki jest. Na przekór, złośliwie, jak nie drzwiami to oknem. Nie każdemu jego muzyka będzie odpowiadać. Bo ona jest trochę taka... Posłuchajcie.






Groźniej się nazywają i wyglądają niż grają. Przynajmniej niż gra muzyka z tej płyty.
Scorpions, 1990, "Crazy world".

Mam i coś mię naszło posłuchać :)
Chociaż nie trawię "Wind of change".
Kiedy utwór ten był na topie akurat przebywałem w Niemczech. Co jechałem samochodem to z radia leciał właśnie ten kawałek. Po pewnym czasie dostawałem już drgawek...
Płyta zaliczana do hard rocka, lecz kiedy tak się dobrze wsłuchać to w zasadzie stary dobry r'n'r. Nie w całości ale w dużym stopniu tak.
Wprawdzie zespół istnieje od lat 60-tych, to chyba nie będę zbytnio złośliwy jeśli stwierdzę, że to zespół jednego przeboju. Nie zgadniecie który to :)

Co by nie mówić płyta ta pozwoliła grupie zaistnieć na nowo. Nie powiem. Przyjemna płytka. Taka świeża.  Jak na to co dotychczas wychodziło spod ich rąk... Fajna, dynamiczna muza. I co ważne dla mnie, co lubię - żywa i dobra perkusja. I solówki. Naprawdę udane gitarowe solówki. Pełna harmonia. W sumie... nie jest źle!