Ale mi się poszczęściło. Udało mi się zakupić płytę "Fleetwood Mac" z 1977 roku w idealnym stanie!
/w końcu to wznowienie na CD z 2012 roku  :) /

"Rumours".
I już po pierwszych dźwiękach zostałem zahipnotyzowany. Nie dziwne skoro z czasem została uważana za najlepszy album w historii grupy. Świetne wokale, rytmiczne kawałki z przepięknymi wstawkami gitary akustycznej... Mocno naładowana emocjami - pokłosie sytuacji panujących wtedy wśród poszczególnych członków zespołu.
Płyta czysto nagrana, wyraziście... Aż chcę wrócić do tamtej dekady i kupić sobie porządne Hi-Fi!



At The Gates  "To Drink from the Night Itself"
Usiłuję wyrobić sobie opinię o tej płycie, ale odnoszę wrażenie że już to wszystko gdzieś było :(

Jeszcze ciepły Lunatyk:
Lunatic Soul- Under the Fragmented Sky.


Tori Amos, 1992, "Little earthquakes".

Debiut solowy tej piosenkarki i wcale nie tak małe trzęsienie ziemi. Doprawdy wyborna płyta.
Żywioł i delikatność. Wszystko pisze i komponuje samemu.
Utwory raczej skomplikowane nie są, ale za to zaśpiewane jak! No właśnie. Połowę płyty zastanawiałem się czy aby przed mikrofonem nie stała sama... Kate Bush. Jak ja to lubię. I nie tylko ja.
Płyta miała olbrzymie powodzenie i tym samem odniosła duży sukces komercyjny.
Szczera w przekazie. To teksty. Cały cykl. Bez osądzania, bez moralizowania... Po prostu. Życie...
Klasycznie piękna. To melodie. Proste, subtelne - i angażujące. Nie da się wysłuchać. Trzeba się otworzyć i je wchłonąć. Nie udawać twardziela. Poczuć te wibracje...


Malia, "Black orchid", 2012 rok.

Kupiłem w ciemno. Nie znałem wcześniej tej pani. Może kiedyś, gdzieś, coś tam... Ale spodobała mi się okładka :)

Cały repertuar tej płyty to utwory znane z wykonań Niny Simone. Zresztą tej wykonawczyni jest też i ta płyta poświęcona co zostało umieszczone zaraz na początku papierowej wkładki.
Utwory wprawdzie zapożyczone, ale już podejście do nich jak najbardziej własne. Nie są kalką tamtych. Malia śpiewa je po swojemu. I robi to w sposób czarowny. Sam gatunek tego wymaga i boleśnie obnaża każdego, kto tylko udaje. A tutaj wszystko jest prawdziwe. Dobra płyta. Ale jak dla mnie to raczej na okres jesienno-zimowy. Kubek czegoś rozgrz... to jest - gorącego, i wygodny fotel. Deszcz spływający po świecie. I kojący wokal, i ta szemrząca perkusja, i zero pośpiechu... Pełne  w y c i s z e n i e

Bardzo przypadł mi do gustu ten kawałek...

A-ha, "Cast in steel", 2015r.

Ciągle młodzi, ciągle dobry wzrok u Mortena Harketa... :)
Ale serio. Młodość z tej płyty przebija. Jakby minęło kilka lat od ich światowego debiutu. Dźwięki trochę współczesne ale nie do końca. Płyta przypomina klimat lat 80-tych, kiedy to święcili największe triumfy. To ukłon w stronę ich największych fanów - starszych nastolatków, takich jak oni sami.
Sporo elektroniki, trochę rocka, duuużo radości. Przyjemnie się tego słucha. Utwory bardzo melodyjne, takie wakacyjne/taneczne; i mocno skłaniające do refleksji. Tak. Myślę, ze każdy starszy nastolatek już po pierwszych dźwiękach płynących z tej płyty wróci wspomnieniami, poczuje znowu to kiedyś, przyjemnie zrobi mu się na duszy...
Dobra. Bo zaraz zaleję klawiaturę :)
Ten album to takie "...coś, co zostaje w nas na zawsze..."
Będę do niej często wracał!





ZZ Top z 1994 roku (wznowienie) - "Antenna".

Wersja na rynek amerykański posiadała w składzie jedenaście utworów; ta na rynki europejski i japoński miała o jeden więcej.
Wprawdzie zespół od swych korzeni nigdy nie odszedł - stąd poszczególne albumy mogą wydawać się ciut monotonne - to jednak tym albumem wrócił to pierwotnego brzmienia. Do minimum ograniczono elektroniczne dźwięki. I dobrze. Krążek odniósł wielki sukces i zdobył nawet status platynowej płyty.
Więcej na płycie wolniejszych piosenek ale nadal z mocnym kopem. To naprawdę udane kompozycje. Bluesowo-rockowe z mocnym akcentem na to drugie.
Dla mnie bomba.
Tytuł płyty zaczerpnięty z nazwy pirackiej rozgłośni nadającej w Texasie w czasach młodości muzyków. Byli w niej wręcz zasłuchani.


Klaus Schulze - "Rhodes Romance"

Nie znam się, to się wypowiem.