The Rolling Stones - "Gimme Shelter"

Nie znam się, to się wypowiem.

Alacran — Reflejo de Luna

Nie znam się, to się wypowiem.

ZZ Top, "Afterburner" z 1985.

Zespół fenomen. Fajnie grają do tego w niezmienionym składzie od chwili powstania. A chwila ta nastąpiła w 1969 roku!
Rock, blues - a wszystko podlane południowym, teksańskim sosem. Bardzo lubię ich słuchać.
Ale...
Ale ta płyta jest nieco inna. Bo po raz pierwszy użyli na masową skalę syntezatorów i - o zgrozo! - automat perkusyjny. Muzyka choć w starym dobrym stylu, to jednak pozbawiona została tego pazura co wcześniej. Zrobiła się płaska, przerysowana, wręcz sucha - na szczęście końcowe utwory ratują tę płytę; jest tutaj już bardziej soczyście. Bo początek to nieodparte wrażenie, że został tylko styl, ale cała moc, ta radość - gdzieś to wszystko uszło jak powietrze z koła. Toczy się ale nie jedzie... Nie ma tego ognia co dawniej.
Nie, nie jest źle. Po prostu wcześniej zawsze było idealnie.



Lonker See - "One Eye Sees Red"

Nie znam się, to się wypowiem.

Dawno, ale to naprawdę dawno temu byłem przekonany, że "Rydwany ognia" (sądząc po elektronicznym brzmieniu) to muzyka z filmu w typie SF. Coś jak SW albo ST... Aż film w końcu zobaczyłem. :)
I jak to mówią - kopara opadła.
Szczery, prawdziwy film (dodam: oparty na faktach) na którym autentycznie się wzruszyłem i długo nad nim rozmyślałem. I pewnie by mnie aż tak nie wzięło, gdyby nie ta muzyka właśnie - doskonała...


Nils Peter Molvaer - "Live&direct"

Nie znam się, to się wypowiem.

GOD IS AN ASTRONAUT - "Epitaph"

Nie znam się, to się wypowiem.

Stone Temple Pilots - "Big Bang Baby"

Nie znam się, to się wypowiem.


Bardzo fajna rzecz. Od wczoraj słucham kompulsywnie...
A man can never have enough turntables.

#1229 01 Kwiecień 2018, 11:04:05 Ostatnia edycja: 01 Kwiecień 2018, 11:24:11 by Darion
R.E.M. i "Around the sun" z 2004.

Strasznie się cieszę jak uda mi się coś fajnego na zakupach upolować. A tego zespołu zawsze fajnie mi się słuchało.
"Around the sun" to już trzynasty album studyjny grupy. Kiedyś normą każdego wykonawcy było to, że tytuł płyty był zawsze tytułem któregoś z utworów na niej zawartych. Na czarnej płycie był to zawsze pierwszy kawałek ze strony B. Widocznie dawniej świat był bardziej uporządkowany :)  Tutaj też mamy ciekawostkę. Pierwsza płyta zespołu, gdzie jest utwór zatytułowany identycznie co cały krążek.

Jeśli ktoś jest wierny stylowi, gatunkowi, to przychodzi taki czas, że zaczyna mu się zarzucać wtórność, brak innowacyjności; jednym słowem wieszczy się koniec kariery. I tak było w przypadku pojawienia się tej płyty. Spadło zainteresowanie zespołem, spadała sprzedaż kolejnych - wydawanych w coraz większych odstępach - albumów... Fani zaczęli wygaszać światła sceny i zespół nie miał innego wyjścia jak też kończyć swoją działalność. W dodatku tak zwane politycznie zaangażowane teksty też nie każdemu przypadają do gustu - ludzie mają własny mały świat i ten wielki mało ich obchodzi. Po ponad trzydziestu latach grupa zakończyła działalność.

A płyta jest bardzo fajna. Spójna. Fajnie zaaranżowane utwory, mocno nastrojowe czy zagrane bardziej ekspresyjnie - zawsze melodyjne i profesjonalnie zaśpiewane. Jest wielka klasa, ale kogo to dzisiaj obchodzi w świecie transformersów czy innych Avengersów...
Ale jest jeszcze taki jeden wariat, który nigdy nie wypuści z rąk ich płyt.