27 Maj 2017, 11:14:00 Ostatnia edycja: 27 Maj 2017, 11:23:05 by Darion
To tam 20 lipca 1947 urodził się Carlos Augusto Alves Santana.

Jeden z najbardziej utalentowanych gitarzystów na świecie. Założycie muzycznej formacji - Santana - w której udziela się do dziś. Uhonorowany wieloma nagrodami za swoją działalność.
Pochodzi z muzykalnej rodziny. Wielu z jego rodzeństwa także zostało później muzykami. 

Początkowo mały Carlos uczył się gry na skrzypcach, klarnecie, aż tata przywiózł mu z podróży do USA gitarę. Na początku lat 60-tych rodzina Santany postanowiła przenieść się do Stanów. Dramat był wielki. Przyszły wirtuoz gitary uciekł z domu na parę miesięcy, nie odzywał się na miejscu do rodziców i co rusz przeprowadzał w proteście głodówki... To chyba jedyny taki przypadek w historii meksykańskiej emigracji :)

Kiedy stwierdził, że w Kalifornii da się żyć wraz z poznanymi kolegami założył swój pierwszy zespół. Podszlifował też swój angielski. Już nie czuł się tu obcym.
Skończył szkołę i poszedł na swoje. W dzień pracował, wieczorami robił próby ze swoją Carlos Santana Blues Band. Z powodu tych prób nie zagrzewał w jednym miejscu zbyt długo. Skarżono się na hałas.
Wystarczyło jednak aby w rejonie (SF) zrobiło się o jego kapeli... głośno. Zaczęli koncertować po knajpach i zdobywać coraz większy rozgłos a Carlos Santana Blues Band przeobraził się w Santanę.

Przełom nastąpił kiedy zespół dał występ na festiwalu w Woodstock. Zwrócili na siebie uwagę dwoma rzeczami. Grali najgłośniej ze wszystkich i wspaniale połączyli rock czy jazz z rytmami meksykańskimi. Sam Santana niewiele pamięta z tamtych dni - od rana oddawał się temu czemu oddawała się ówczesna hippisowska młodzież od rana.

Zespołem zainteresowała się Columbia i tuż po festiwalu wydał on swoją pierwszą płytę - "Santana".
Sukces ogromny. Pieniądze. I narodziny tak zwanego latynoskiego rocka.

Santana to niezwykle utalentowany i płodny muzyk. Nagrywa z zespołem, sam, z wielkimi ze świata muzyki i estrady.
Santana fascynował się jazzem. Kiedy jego muzyka zaczęła coraz bardziej dryfować w tym kierunku odezwały się głosy oburzenia. Tak krytyków co jego fanów. Nie przejmował się tymi pierwszymi ale szanował drugich - dla nich postanowił wrócić do korzeni. Do tej prawdziwej "muzyki płynącej z serca i powodującej, ze ludzie wychodzą na ulicę i się bawią".

Pomimo lat muzyk nie zwalnia tempa. Już może tylko odcinać kupony od sławy. Już niczego nie musi udowadniać. Ale za każdym razem jego trasa koncertowa to kilkadziesiąt miejsc, które odwiedza i gdzie daje występy. A te to z kolei jeden niekończący się festiwal życia i radości.

Mam u siebie jego debiut z 1969 - "Santana". Może się zachęcicie?



A może to Wam przypadnie do gustu:


Słucham właśnie drugiej płyty Santany, wydanej w 1970 roku "Abraxas".
Znowu dostajemy połączenie rocka, jazzu i muzyki latino. Ale tym razem tej trzeciej jest więcej. I mam też wrażenie, że płyta ta jest słabsza od poprzedniej. To nie znaczy zła. Po prostu za pierwszym razem poprzeczka poszło zbyt wysoko.
Solówki Santany - nadal bezbłędne.
Z płyty tej pochodzi wielki przebój i znak rozpoznawczy tego muzyka, utwór "Samba Pa Ti".


Ciekawa jest okładka płyty.

I chyba to o niej ta piosenka...

Trzeci krążek, 1971 - "Santana III" - jest u mnie i właśnie się kręci.
To ostatni nagrany w składzie w jakim grupa wystąpiła na festiwalu w Woodstock. I znowu powrót do grania jak z debiutu. Mamy tu ten sam klimat co i tam. Przepiękne i bogate solówki - także organowe czy na bębnach - energia i rytm na pierwszym planie. Można śmiało powiedzieć, że płyta ta to głównie popis muzyków grających poszczególne solówki... Mam też wrażenie, ze kawałki wyłącznie instrumentalne są o niebo lepsze od tych z wokalem. Ale to już warto sprawdzić samemu.


Zachęcam do sięgnięcia po tę muzykę...

A teraz płyta "Caravanserai" z 1972.

Niezłe zdziwko. Tutaj króluje jazz. Same utwory zaś są wyluzowane, wolne, do odpoczynku (z zamkniętymi oczami)...  Jest nawet świergot ptaszków :)  Jednym słowem - pełny relaks.
I tylko w paru miejscach nawiązanie do poprzedniej muzyki. Żeby całkiem nie zapomnieć :)
Album jest zapowiedzią w jakim kierunku podąża zespół. Krążek miał całkiem dobrą sprzedaż zważywszy na jego zawartość. Prawdopodobnie siłą pędu po poprzednich. Następne płyty już mocno w dół.
Płyta pod względem artystycznym jest na bardzo wysokim poziomie.

Mnie się podoba:

1973, "Welcome".

Nadal motywem przewodnim jazz. Jedna ze słabszych w dorobku. Fani grupy uznali ją za "najdziwniejszą" z dotychczasowych.
Santana miał już za poprzednie wydawnictwa niezłą sumkę na koncie. Nie zależało mu więc na zdobyciu ich jeszcze więcej. Ta płyta to chęć stworzenia przez artystę transcendentalnej muzyki której komponowanie nie zakłócała żadna troska o przypodobanie się komukolwiek czy też inne względy komercyjne. Jego własna, prawdziwa, taka z głębi duszy... Jak chciał.
Na tej płycie pierwszy raz w utworach Santany pojawiła się też wokalistka (Wendy Haas).

Posiadam płytę, którą wielu nie zalicza do spisu studyjnych albumów Santany (zespołu). To płyta z 1974 roku "Illuminations". Zwłaszcza, że kolejna już tak ("Borboletta") wydana ledwo w miesiąc po tej.

Album ten to efekt współpracy Carlosa Santany z Alice Coltrane (żona tego Coltrane'a). Dlatego tak mocno słyszymy tutaj harfę. Sama płyta to instrumentalny jazz, i trzeba przyznać - wspaniały. Pięknie, powolutku, nastrojowo... Elementy smyczkowe dodatkowo łagodzą ten przekaz. I to co zawsze - solówki na gitarze Santany, a raczej Devadip'a, bo takie imię w sanskrycie otrzymał ten muzyk od swego guru Sri Chinmoy.
Płyta uważana za pierwszy solowy album Devadip/Carlosa Santany.
(niektórych może mocno zaskoczyć pierwszy "utwór" z tej płyty, ale to tak dla zmyłki jest... :)  - radzę wysłuchać jej w całości, bo wrato)




#9 06 Czerwiec 2017, 22:24:30 Ostatnia edycja: 06 Czerwiec 2017, 22:54:43 by Darion
Za oknem słyszę zbliżającą się burzę a u mnie kręci się kolejny "carlos" - płyta z 1974 roku "Borboletta".

W języku portugalskim borboletta oznacza motyl. I motyl widnieje na okładce tego albumu. To ukłon w stronę pary muzyków - Airto Moreira oraz jego żony FloryPurim. Ich twórczość na tyle zainspirowała Santanę, że sam też postanowił pójść w tym kierunku. Nadal przeważa tu jazz, ale już w formie akceptowalnej dla większości fanów zespołu. Po ostatnich płytach ich uczucia bowiem mooocno wystygły.
Czuć Brazylię, czuć...
Solówki gitarowe są, jak najbardziej, ale już się tak mocno nie eksponują - przeważa perkusja z klawiszami. Płyta fajna i jak większość płyt należy jej wysłuchać za jednym razem. Jest świetna. I na wysokim artystycznym poziomie. Tak wysokim, że aż przedstawiciele wytwórni Columbia Records zaczęli mocno naciskać na muzyków, by ci powrócili do twórczości z pierwszych swych płyt przy nagrywaniu kolejnej.
Dutki, dutki...