Czasami jest tak, że obsłuchawszy już wszystko ma się tego wszystkiego serdecznie dość. 
Przesyt.
A po przerwie. Od czego tu zacząć? Bo wraca się zawsze.

To nie, to nie, to nie, to było nie tak dawno...

Też tak macie?

I prawie zawsze zaczynam od wyjątkowego głosu. Niepowtarzalnego. Od razu wiadomo do kogo przypisanego.

Helen Shapiro.

Cudowne dzieci były od zawsze. Pamiętacie Shirley Temple? To mamy tu bardzo podobny przypadek. Cudownym można być nadal. Ale nie już dzieckiem. Łaska pańska...

Shapiro należała do takich właśnie cudownych dzieciaków. A to za sprawą właśnie jej specyficznego wokalu. Każdy, kto chciał określić go jednym słowem, wymawiał magiczne foghorn. To strasznie wkurzało jego posiadaczkę.

Posiada polskie korzenie. Jej rodzice byli imigrantami żydowskiego pochodzenia z Polski. Urodziła się już na Wyspach w 1946 roku. Wprawdzie żyli bardzo ubogo, ale od dziecka była zachęcana do realizowania swoich marzeń. A te były o śpiewaniu. Nauczyła się grać na banjo. Śpiewała też na każdym spotkaniu towarzyskim na podwórku.
To drugie szło jej najlepiej. W wieku 10 lat już była wokalistą w zespole kuzynki -  Susie and the Hula Hoops. Ba, nawet jej własny starszy brat pozwalał jej czasem zaistnieć w swoim szkolnym zespole :)
Śpiewała przede wszystkim kawałki Elvisa czy tez Buddy'ego Holly'ego.
Jej ciekawa barwa głosu i talent sprawiły, że w wieku 13 lat zaczęła trenować wokal w The Maurice Burman School of Modern Pop Singing.
Burman był szanowanym trenerem głosu i miał znajomości. Zaznajomił ją z jednym z pracowników z Columbia Records, ten nagrał demo i przedstawił go Norriemu Paramorowi. Człowiekowi dla którego nagrywali Gene Vincent i Cliff Richard. Bardzo mu się spodobało. Zapytał tylko - Kim jest ten... chłopiec?

I tak froghorn zaczęła swoją nastoletnią karierę w wieku 13 lat...
Od tego:




Blues jest ok, ale Paramor widział ja w repertuarze popowym. Chciał zmienić jej nazwisko i wykreować na kolejną cudownie śpiewającą nastolatkę. Jak Connie Francis, Dusty Springfield, Cilla Black, Sandie Shaw...
Miała wyreżyserowane całe życie. Kolor włosów, fryzura, odpowiednie ubrania... Tylko zmiana nazwiska nie przeszła. Nie i już.

Jej barwa głosu powalała, do tego była bardzo urodziwą dziewczyną.
Jej pierwszy singiel i od razu wielki przebój.
Nadal jej rodzina żyła bardzo biednie. Nie posiadając gramofonu musiała ze swoją pierwszą wyprodukowaną płytką biec do znajomych (kamienica obok), by go móc usłyszeć...

W wieku 14 lat była już na szczytach list przebojów. Koncertowała po całym kraju wraz z towarzyszącymi jej drugo/trzecioplanowymi zespołami... Jak The Beatles.

"Don't treat me like a child"


Foghorn...
Była najmłodszą kobietą (?) w historii, której piosenki znalazły się na pierwszym miejscu brytyjskich list przebojów. Wygrała plebiscyt na najlepszą brytyjską piosenkarkę. Gdy miała szesnaście lat zdołała już osiągnąć wszystko.







Moje powroty do lat dawnych zawsze zaczynam od foghorna. :)
Ależ tego nie cierpiała.
Foghorn, foghorn, foghorn...

Może też polubicie?


Aż nastał rok 1963. Wiecie co to za rok, na pewno.

Była w trasie koncertowej, gdzie zespołem towarzyszącym był The Beatles. Dla nich to była pierwsza taka duża krajowa trasa. Jadąc w autobusie Shapiro zobaczyła w Melody Marker swoje zdjęcie i tytuł: Is Helen Shapiro a 'Has-Been' at 16?
Artykuł odnosił się do jej początków, kiedy była objawieniem nie będąc jeszcze nastolatką. Teraz już dorosła i... Branża rozglądała się już za nowym cudownym dzieckiem. Mocno ją to wtedy wstrząsnęło. Pocieszał ją Lennon mówiąc po przyjacielsku: You don't want to be bothered with that rubbish. You're all right. You'll be going on for years...

W trakcie tej trasy koncertowej dużo się wydarzyło. Lennon i McCartney skomponowali specjalnie dla niej piosenkę "Misery". Nigdy jej nie nagrała, nigdy nawet nie usłyszała, bo jej producent stwierdził, że jest dla niej nieodpowiednia.
Podczas trasy The Beatles wydali swój pierwszy singiel "Please, please me".
Na fali jego ogromnego sukcesu przerwali trasę i udali się nagrywać swój debiutancki LP.
Na wyspach narodziła się właśnie beatlemania.

"It's my party" to kolejny utwór napisany dla niej. Tym razem przez amerykański oddział Columbia Records. Ostatecznie otrzymała go Leslie Gore chociaż Shapiro miała go już przygotowany do wydania.
Shapiro jeszcze zdobywała miejsca na listach przebojów, ale nie były to już miejsca czołowe. W ciągu jednego roku jej czas dobiegł końca. Jeszcze tylko poleciała do Stanów nagrać "Helen in Nashville" - swój trzeci i najlepszy album. Tym razem w nagraniach towarzyszył jej The Jordanaires. Ale kariery tam nie zrobiła.
















Sweet little sixteen. A potem przyszła dorosłość i już nie było tego łał. A dorosłość przyszła bardzo szybko. Nawet nie miała osiemnastu lat. Na tle żywiołowych zespołów ery beatowej była w odbiorze już zbyt staromodna i co gorsza - jej głos także uległ przemianie.
Zdając sobie z tego sprawę zaczęła występować w repertuarze kabaretowym po przyzakładowych klubach robotniczych, odpowiednikach takich naszych domów kultury. Jeszcze przewinęła się jakąś dalszą rólką w filmie czy teatrze. Sięgnęła też po performance i próbowała odnaleźć się w ambitnym jazzie...
Na dobrą sprawę to ciągnie to aż do teraz stale też tam coś od czasu i wydając. Raczej bez echa.








I jak tu nie wracać do jej utworów.

Ale ta jej charakterystyczna maniera w głosie faktycznie już lekko przygasła.

Może uda mi się Was namówić do jej słuchania. Kawałek fajnej muzy.






#7 23 Sierpień 2020, 17:11:55 Ostatnia edycja: 23 Sierpień 2020, 17:16:17 by Darion
Ale nie szukajcie jej dalej. Nie kiedy śpiewała gospel, kiedy udzielała się w kawałkach disco, kiedy śpiewała w formacjach ewangelicznych Żydzi dla Jezusa...
Ona jest jak Buddy Holly. Ma swój czas i swoje miejsce. Krótkie. Wspaniałe...


Foghorn, foghorn, foghorn...