W zasadzie, to nigdy nie miałem problemów z wyborem.
Mówiłem: co oryginał, to oryginał.
Te wszystkie covery. Nawet nie umywało się to do pierwowzoru. Przeważnie było to takie płaskie, bez życia, licha kalka... Po prostu - bez emocji.
Ale są wyjątki. I na pytanie: co wybierasz? Mówię: biorę obie. A nawet! Aż się boję to powiedzieć głośno...

Sami powiedzcie:

The Supremes.


Phil Collins.

Lubię młodzieńcze dokonania Diany Ross (1/3 Supremes), ale tym razem jednak Collins górą.
A man can never have enough turntables.

O tak...

I kolejny duet. I kolejne odczucia.

Bee Gees.


Michael Bolton.

Utwór Leonarda Cohena. Podobno dopracowanie tego utworu zajęło mu w sumie pięć lat. Po jego ukazaniu się na rynku muzycznym przeszedł zupełnie bez echa. Ale z czasem...

Majstersztyk!

I..., kto tu od kogo ściąga?


Leonard Cohen.


John Cale.

Była chyba jeszcze jakaś dość fajna wersja w "Shreku".
A man can never have enough turntables.

Utwór jest bezbłędny. To chyba też numer jeden na świecie pod względem wykonywanych coverów. A sam Leonard Cohen z czasem zaczął śpiewać go w interpretacji właśnie Johna Cale'a. Stało się to niejako wzorcem dla tego utworu. I takie wykonanie utworu jest też na ścieżce dźwiękowej filmu "Shrek".

Utwór doczekał się już ponad 300 coverów. Tych poważnych, śpiewanych przed profesjonalnych wykonawców, wydanych na ich płytach...
Pochodzi z początku lat 70-tych i jako oryginał wykonania należy do Brendy Lee. Mniej więcej w tym samym czasie ukazała się na singlu w wykonaniu Króla i...




W 1960 roku The Everly Brothers wydali płytę "A date with The Everly Brothers" a na niej utwór "Love hurts". Cóż, w klimacie tamtych lat to właśnie w ten sposób wyciskano łzy śpiewając o nieszczęśliwej miłości. Ale dopiero pewien cover ukazał cały ból z tym związany...

The Everly Brothers...


Nazareth...


Co do Was bardziej przemawia?

Oczywiście Nazareth. Wypełnili tę piosenkę życiem :)

Moi ulubieni wykonawcy coverów :)
To przecież dzięki nim wybyli się na szczyt. The Beatles! Aaaaaaaa...!

Piosenka zaśpiewana pierwszy raz przez The Top Notes. Wcale nie była zła. Tylko jakoś przeszła bez echa. Jakieś trzy lata później...

The Top Notes...


The Beatles...


Hmm, poważnie się tu zastanawiam.