Produkowaliśmy w naszym kraju kilka ciekawych modeli, może nie najlepszych ale nasze rodzime hi-fi rodziło się przecież w bólach.
No cóż, wielki brat zza Buga pilnował żeby się nikt za bardzo nie wychylił.

#1 22 Czerwiec 2017, 17:59:33 Ostatnia edycja: 22 Czerwiec 2017, 18:02:43 by WOY
Moim pierwszym magnetofonem szpulowym była Wilga z Tonsila.
Był to chyba rok 1973 kiedy mój ojciec przytargał tę skrzynię do domu.
Radości z nagrywania własnego głosu było tyle, że ślęczeliśmy nad nim do białego rana, nagrywając na taśmę jakieś rozmowy i wygłupy.
Pamiętam że nad głośnością i nieprzesterowaniem zapisu czuwało takie zielone lampowe "oko"

No no, to był zabytek już wtedy, bo to zadaje się wyrób z lat 60. U mnie w domu pojawił się magnetofon Tesla Sonet Duo. Ale to był bardziej ojca magnetofon, bo kupił go na początku lat 60'. Chyba miałem wtedy jakieś 7 lat. Inni kupowali telewizory, a mój staruszek na przekór trendom kupił magnetofon. Nagrywał na nim skecze z "Podwieczorku przy mikrofonie" oraz klasykę. Nie wiem w jakiej stacji, ale nadawano całe opery i operetki, które mój ojciec uwielbiał.

Ale, żeby wrócić do polskich sprzętów, to czasem chcąc coś przekopiować, przynosił do domu Tonette (z pracy) i ta "tonetka" to był straszny crap. Za słaby silnik, fatalne przewijanie, duża nierównomierność przesuwu taśmy. ;)
A man can never have enough turntables.

#3 22 Czerwiec 2017, 19:39:36 Ostatnia edycja: 22 Czerwiec 2017, 19:42:11 by WOY
He he to były czasy. Mono plus cienkie wzmacniacze a radości co nie miara.
Skoro już wspominamy, to przypominam sobie że jak ta nasza Wilga dokonała żywota to na imprezy domowe mój tata przynosił z pracy (był pracownikiem polskiego filmu) magnetofon Szmaragd.
I to dopiero było coś. Jakość dźwięku na wysokiej szybkości była wyśmienita. Wydawało się że muzyka jest jak żywa. To wówczas był na rynku chyba najlepszy magnetofon.
Niestety był tak drogi, że ojciec wolał kupić Skodę 1001 i jeździć nią w czasie urlopów nad morze :)

Cytat: WOY w 22 Czerwiec 2017, 19:39:36Niestety był tak drogi
Właśnie. To był towar niewątpliwie luksusowy, a to oznaczało wysoką cenę. Nie pamiętam sumy, ale Tesla, którą kupił ojciec była sporo droższa niż telewizor.
Chyba dopiero ZK-20 stał się pierwszym popularnym magnetofonem. Miał pewną wadę, która stała się zaletą. Miał tylko prędkość tylko 9,5cm/s, więc nie było takiej pokusy, by oszczędzać taśmę nagrywając na wolniejszej i słabszej jakościowo prędkości 4,76.
A man can never have enough turntables.

Pierwszym moim magnetofonem stereofonicznym był M1417. W zasadzie był to mechanizm znany z ZK-120 i w kolejnych wersjach nieco modyfikowany. Pamiętam, że wciąż miał zdjętą pokrywę, bo coś trzeba było regulować. Moja pamięć podpowiada mi też, że jakość dźwięku nie była rewelacyjna. Dlatego marzyłem o ZK-245, który miał dwie szybkości przesuwu taśmy.
A man can never have enough turntables.

#6 25 Czerwiec 2017, 11:02:03 Ostatnia edycja: 25 Czerwiec 2017, 11:05:36 by Darion
ZK-120 to i u mnie był. Lampowiec, z napisem "Grundig Licence". A i sam znaczek Unitry był jeszcze inny. Jego produkcja zbiegła się u nas w czasie, kiedy Grundig jej zaprzestał. Później te magnetofony szybko stały się tym, czym Syrenka w motoryzacji. Lepiej się nie przyznawać :)
A najfajniejsze było obserwowanie wysterowania podczas nagrywania. Sprytne, skaczące zielone coś... Magiczne. :)


Podstawowe parametry:     :)
-pasmo przenoszenia    40 - 12500 Hz przy przesuwie taśmy 9,53 cm/s  / waga 8,2kg

Miałem też i lepszego szpulowca. Produkcji Unitra ZRK:  MS2411 Aria.
Kupiony w sierpniu 1983 roku. Był to model ze wzmacniaczem i kosztował 54 200 zł (wersja deck: 52 250 zł). Pamiętam doskonale, gdyż zakup był wtedy dla mnie nie lada przeżyciem (i dumą z posiadania) :)

Ważył 14,5 kg, pasmo na większej prędkości do 18 000 Hz, dynamika 58 dB (późniejszy Opus miał 60).
Raz tylko uległ awarii z powodu tak zwanego suchego lutu wywołującego okresowo zwarcie w jednym kanale podczas nagrywania - wskaźnik wychylał się maksymalnie do oporu i tak zostawał, w kanale było słychać wtedy taki jakby pisk. Serwis oczywiście naprawił ale porysował od dołu wstrętnie obudowę opasającą magnetofon. Myślałem, że ich pozabijam. Na szczęście eksploatowałem magnetofon na stojąco i jakoś to przebolałem.
Jak na tamte czasy prezentował się ładnie. Zwłaszcza ze szpulami "18". Skaczące wysterowanie, przyciemniana osłona... Jakbym mógł, sprawiłbym sobie taki jeszcze raz. Z tymi szpulowcami to jest jak z tymi żaglowcami... :)

Cytat: Darion w 25 Czerwiec 2017, 21:14:02Kupiony w sierpniu 1983 roku. Był to model ze wzmacniaczem i kosztował 54 200 zł (wersja deck: 52 250 zł).
Ja pier***. Mój M2405S kupiłem w 1978 lub 9 roku. Kosztował 8 500 zł. To nieźle ta inflacja stano wojennego dała w gary... zdążyłem już zapomnieć ;)
A man can never have enough turntables.

Brałem w pracy na niego pożyczkę :) Był pioruńsko drogi. Dobrze że mieszkałem z rodzicami to mogłem szaleć. Miałem do niego podłączone kolumny. Dopiero wówczas było fajnie słychać stereo :)