Zobaczywszy aukcję na Allegro [http://allegro.pl/magnetofon-zwm-unitra-lubartow-m-551s-finezja-3-i6855370609.html# -stamtąd zdjęcie], pomyślałem sobie, że można by coś napisać o polskich magnetofonach kasetowych.
W latach 80' miałem Finezję. O ile pamiętam było to gdzieś pomiędzy rokiem 1984 a 1986. Uważam, że jak na tamte czasy design tego magnetofonu (z uwzględnieniem możliwości naszego peerelowskeigo świata) był świetny. Wykonanie jednak był fatalne. Bez przerwy trzeba było regulować głowicę. Jej mocowanie było jak z tektury, a nie z aluminium, to samo dotyczyło uchwytu ruchomej rolki napędowej. Ponieważ w tamtych czasach źródłem muzyki dla mnie było głównie radio, to ten sprzęt sprawiał, że chwilami byłem bardzo sfrustrowany.
A man can never have enough turntables.

Moim pierwszym kaseciakiem był MK 125. Jak na tamte czasy był zadziwiająco niezawodny. Miałem z niego wiele frajdy. Mogłem nareszcie nagrywać z radia (Klawesyn), muzykę swoich ulubionych zespołów.
Pamiętam jak zabrałem go na wakacje do Bułgarii, gdzie na plaży chcieli go odkupić za 50$.
A rok to chyba był 1973.

I miałem jeszcze takiego przenośnego kaseciaka Kajtek ze słuchawkami Sd 106.
Ale to już była padlina jakich mało. Karta gwarancyjna mieściła chyba 5 wpisów napraw, po których wykorzystaniu wymieniali to [wulgaryzm] na nowe i w ten sposób byłem właścicielem trzech kolejnych.

MK-125 to jedna z bardziej  "używalnych" konstrukcji magnetofonów popularnych. Nigdy nie miałem, bo akurat ja kupowałem stacjonarne. ;)
Ale mieli znajomi z ogólniaka, potem ze studiów i to było takie fajne coś na jakieś imprezki. Niestety baterie krótko grały, ale na zasilaczu dawał radę. Tych niby walkmanów to już nie używałem, jak się pojawiły to ja już celowałem w hi-fi. ;)
Słuchawki SD-106 to też troszkę późniejszy wyrób. Miałem, gdy się moje SN-50 rozwaliły po paru latach używania. Ale crap to był straszny.
A man can never have enough turntables.

Z Finezją (3) też miałem styczność. Ale nie wspominam jej zbyt dobrze. Miała ciekawy wygląd, ale grała już mniej. Z krajowymi konstrukcjami było tak, że najlepsze były te pierwsze partie/modele. Potem producent zagraniczne komponenty zastępował tańszymi zamiennikami pochodzącymi z rodzimej myśli technicznej bądź z któregoś zaprzyjaźnionego kraju.
Finezja 1 posiadał na ten przykład układ Dolby, Finezja 3 już unitrowski RS (od redukcja szumów). Wiem, że w niektórych naszych magnetofonach były japońskie głowice Alps, silniczki napędu kasety, ale nie wiem czy też tak było w przypadku Finezji. Możliwe, bo na przykład lepszą nierównomierność przesuwu też była u 1.  Finezja 1 chociaż była deckiem to ważyła więcej niż 3 z wbudowanych wzmacniaczem.



A, i jeszcze byłem w posiadaniu takiego przenośnego cuda: RB3200 Automatic (bo wyłączał napęd, kiedy kończyła się taśma w kasecie)

Niektóre magnetofony miały głowice ALPS, tak twierdzi gość z Reduktora szumu, ale nie dam sobie za to głowy uciąć, sam się z nimi nie spotkałem. Finezja 3 to była kicha.
Kolejny magnetofon jaki miałem, to M8010 w czarnym kolorze. Do tego jeszcze miałem amplituner. M8010 miał dobry mechanizm, ale głowicę nędzną. Dopiero pod koniec lat 80' kolega załatwił mi zachodnią głowicę pasującą do tego  magnetofonu rozmiarami i danymi technicznymi. Miała napis AKAI. Wtedy ów maluch zaczął grać lepiej. Dziś traktowałbym polskie magnetofony wyłącznie jako pamiątkowe eksponaty.
A man can never have enough turntables.

Też taki sobie sprawiłem. Służył wyłącznie do nagrywania kaset do samochodu, bo w domowym hi-fi sprawował się słabiutko.
Mimo przełącznika rodzaju taśmy, jakość była prawie identyczna.

Tak, to prawda. Nie ma co ukrywać, peerelowskie magnetofony nie sięgały do pięt swoim zachodnim odpowiednikom.
A man can never have enough turntables.

A ten (Diora MDS-442) był moim wielkim marzeniem. Ta wyjeżdżająca szuflada po kasetę była fenomenalna.