Tak, tak.

Ale czy macie w swoich zbiorach płyty z okładkami, na których obok informacji o zawartości muzycznej danego krążka wydawca postarał się jeszcze o to "coś więcej"?
Takie małe dzieła sztuki? Albo czy znacie takie płyty? Okładki, które hipnotyzują, które przemawiają do nas, które same w sobie też mają moc!
Być może ze względu na swe małe rozmiary trudno takich doszukać się pośród płyt CD, ale może akurat... A wśród LP, które...?

Liczy się tylko muzyka?
Chyba nie do końca skoro są przypadki powierzenia zaprojektowania okładki albumu uznanemu artyście, jak Andy'emu Warholowi.

Marketing?
Na pewno. Ale też i właśnie "to coś"... Jednak.


Płyta Piekarczyk & Balls Power "Xes" z 1991 r.

Marduk "Demo 1991r."

Hmm. Trzeba przyznać, że okładki mocne, zwłaszcza ta druga. Marketingowcy jednak pokpili sprawę. Obrażanie chrześcijan już jest na tyle powszechne w świecie, że aż... nie robi wrażenia. O! Panienka miała użyć półksiężyca. To by dało dopiero prawdziwy wydźwięk; myślę, że nawet bombowy.


Wcześniej jakoś nikt nie przykładał aż tak wielkiej wagi do warstwy artystycznej płytowej okładki. Tylko sucha informacja i tyle. The Beatles oraz zatrudnieni do tego artyści Peter Blake i Jann Haworth stworzyli fantastyczny, przepełniony różnorakimi kolorami kolaż, na którym umieścili samych członków zespołu oraz sławne postacie ze świata nauki czy (pop)kultury. Prócz czwórki muzyków wszystkie inne postacie były wycięte z kartonu i umieszczone w tle. By jednak wszystko było zgodne z prawem przed publikacją płyty musiano uzyskać na to zgodę każdego żyjącego członka rodziny osoby widocznej na zdjęciu. Prawnikom umknęła tylko zielona roślinka rosnąca przed tym tłumem :)
Obok członków The Beatles stoją młodsze wersje ich samych.
Dzisiaj jest to chyba okładka najbardziej rozpoznawalna w historii. Ma to coś...

#4 17 Kwiecień 2017, 20:52:56 Ostatnia edycja: 17 Kwiecień 2017, 20:56:33 by WOY
Mimo wszystko, lubię jak sztuka prowokuje. Zmusza do zastanawiania się. Jej autor chce uzyskać jakiś np; szokujący efekt.
Było zbyt ostro ?
To może:



Sztuka zawsze prowokowała. Prawda. Czasami autorowi zależało na drastycznym ukazaniu danego problemu nawet jeśli było to przysłowiowe wsadzenie komuś palca w oko, a czasami służyło wyłącznie własnej autopromocji...
W tym pierwszym taka sztuka zawsze niosła jakąś treść. Nie za bardzo wiem co autorzy tej "okładki z krucyfiksem" za treści chcą nam przekazać, na co mamy zwrócić uwagę... Dostrzegam tu wyłącznie tylko ten drugi przypadek w dodatku w kiepskim, bo mocno prymitywnym - stylu.

Okładka autorstwa Storma Thorgersona i Aubrey'a "Po" Powella.
Bardzo prosta.
Trójkąt miał symbolizować twórcze siły zespołu; kolorowe światło - efekty laserowe, które towarzyszyły grupie podczas ich koncertów. Zespół bowiem jako jeden z pierwszych tworzył na scenie spektakle typu "światło i  dźwięk".
Ale fani z czasem zaczęli odbierać to po swojemu.
To zdjęcie przodu okładki płyty, tył ukazuje tu ten proces w formie odwróconej. Wyjmujemy płytę, puszczamy... I szarość życia codziennego nagle nabiera barw. Kiedy muzyka milknie a płyta z powrotem ląduje w opakowaniu - następuje powrót...
Na pewno każdy spotkał się już kiedyś z tym "motywem pryzmatu" i niekoniecznie była to okładka tej płyty.

No nie..... zdecydowanie najpaskudniejsza okładka jaka trafiła na ponadczasowe dzieło muzyczne.
Jest OKROPNA. Trzymam ją zawiniętą w gazetę :)(żartowałem).
O wiele bardziej kręci mnie oglądanie takich :)

#8 19 Kwiecień 2017, 06:53:40 Ostatnia edycja: 19 Kwiecień 2017, 06:56:07 by Darion
Znowu The Beatles.
Okładka zrobiona na szybko ale z czasem obrosła w legendę. I to nie jedną. Doszukano się tu tylu ukrytych symboli, że pewnie niejeden zrobił z tego doktorat.
Nie ma na niej ani nazwy zespołu ani tytułu krążka. Zespół był wówczas tak popularny, że nie widziano takiej potrzeby :)
Zwykłe zdjęcie (zrobił je Ian MacMillan), które stało się symbolem popkultury. Niby zwykły przypadek a wyszedł niesamowity efekt końcowy. Taki najazd turystów (czytaj Japończyków) to miejsce nie miało nigdy w historii. Wielu z nich odtwarza ten moment jakby to był jakiś spektakl.
A może i jest...

Taki owczy pęd... sam przechodziłem trzy razy przez te pasy i nawet gdzieś miałem fotkę. ;)
A man can never have enough turntables.