Dziś bardzo często każdy złom ze słusznie minionej epoki uznawany jest za wspaniały sprzęt vintage, czyli doskonały i wart koszmarnych pieniędzy. Niestety rzeczywistość jest zgoła inna.
Większość sprzętu audio produkowanego w PRL to dziś stare i nic niewarte "ruchle"*. 
W tym wątku zajmiemy się gramofonami, więc zachęcam starszych forumowiczów, którzy mieli do czynienia z tym sprzętem, aby dzielili się swymi uwagami.
Większość znawców gramofonów uważa, że jedynym wartym dziś tytułu "vintage" jest gramofon Adam. Jego ceny na portalach aukcyjnych oscylują pomiędzy 500 a 1500 zł. Jeśli ktoś chce kupić gramofon z tamtej epoki, to Adam jest niezłym wyborem, jednak często będzie on wymagał konserwacji i naprawy, więc nie warto przepłacać.



O polskich gramofonach wie wszystko jeden z większych autorytetów w tej dziedzinie - dr inż. Maciej Tułodziecki. Warto przeczytać tutaj, co ma do powiedzenia.


--
* Cokolwiek znaczy to słowo, to podoba mi się. ;)
A man can never have enough turntables.

Gramofon Bernard G603 pojawił się jakiś czas po wyprodukowaniu G601fs i WG601fs czyli Fonomaster (ze wzmacniaczem). Niestety był dużo gorszy.
Do wad należało dość kiepskie ramię z headshellem mocowanym na stałe, to oznaczało niewygodę podczas wymiany wkładki.
Obroty nie były zbyt stabilne, a przydźwięk silnika wyraźnie słyszalny.
Potem pojawił się jeszcze Bernard  G434  i Bernard GS431 z innym ramieniem, ale niestety niewiele lepszym. Gramofony Bernard nosiły potem jeszcze inne numerki, bo w miarę jak sytuacja w PRL się destabilizowała, trzeba było zmieniać podzespoły w związku z brakami w zaopatrzeniu.

Jeśli dziś ktoś by chciał ten gramofon kupować jako vintage, to raczej bym odradzał. Ceny na Allegro są z reguły zbyt wysokie. Moim zdaniem nie jest wart dziś więcej niż 150 zł. I nawet przy dobrej wkładce nie należy liczyć na jakieś niesamowite wrażenia dźwiękowe. Niektórzy przerabiają te gramofony usuwając z obudowy moduł zasilania, przydźwięk jest wtedy sporo mniejszy.

Proszę dopisywać swoje uwagi, jeśli ktoś miał do czynienia z innymi gramofonami z tamtego okresu.
A man can never have enough turntables.

Cytat: StaryM w 05 Styczeń 2016, 22:16:14Potem pojawił się jeszcze Bernard  G434 ...
Ten model w wersji eksportowej (co ciekawe do ZSRR) pod nazwą Wiega jest bardzo ciekawy stylistycznie.

Cytat: StaryM w 05 Styczeń 2016, 22:16:14Jeśli dziś ktoś by chciał ten gramofon kupować jako vintage, to raczej bym odradzał...
Młodość, młodość tym można sobie kupić. To warte każdych pieniędzy :)

Tak, na tym bazują handlarze  licząc, że ktoś skusi się wspomnieniami z młodości. Tylko nawet jak się skusi, to przeżyje paskudny zawód. ;)
Dlatego przestrzegam i ostrzegam. Szmelc nie będzie nigdy hajendowym rarytasem vintage. Wersji eksportowych z bliska nie widziałem. Na oko faktycznie potrafiły wyglądać lepiej, ale czy technicznie były lepsze, to trudno powiedzieć. Ramiona rewelacyjne nie były.
A man can never have enough turntables.

Teraz piosenkę, teledysk mamy na jedno kliknięcie. Kiedyś trzeba było to zdobyć. Nagrać z radiowej audycji, odegrać od kolegi. Dlatego na pierwszym miejscu był jednak magnetofon.
Potem pojawił się odtwarzacz płyt kompaktowych. To dopiero było coś. Każdy marzył żeby zdobyć to cudo, nawet ten najniższy model z palety danego producenta (w domyśle pewexowskiego Technicsa). Dlatego gramofonów się nie pragnęło. Te, które nawet mogłyby być i dostępne, czyli coś z naszej Unitry, były raczej słabe. I płyty nasze też takie sobie...
Prawdziwego gramofonu i dźwięku z porządnej płyty raczej nikt nie doświadczył, to i po nocach nie tęsknił.
Ale pamiętam jak kiedyś kumpel przytaszczył Emanuela i słuchaliśmy jakiś powyciąganych płyt (pocztówek dźwiękowych)  z tapczanu. I tak to było o niebo lepsze niż słuchanie z RM lub RMS, co było w posiadaniu większości wtedy młodych ludzi.

To fotka kultowego teraz Emanuela:

To była typowa szlifierka do płyt.
A man can never have enough turntables.

Wprawdzie to Adam był najlepszym gramofonem rodzimej produkcji, to jednak Daniel przez swoje między innymi sensorowe sterowanie tym najbardziej pożądanym.
Ponad dziesięć kilogramów wagi, dwusilnikowy na pełnym automacie... Daniel G-1100fs.

Pisałem już, że Adam ma opinię najlepszego polskiego gramofonu z okresu PRL. Jednak ostatnio miałem okazję rozmawiać z kimś, kto miał w ręku kilka tych gramofonów i jego opinia nie jest tak bardzo pochlebna, być może warto ją wziąć pod uwagę, jeśli ktoś będzie chciał kupić ten gramofon. Otóż jego budowa jest dość specyficzna.
Wedle instrukcji, Adama wyposażono w bezpośredni napęd talerza wykorzystujący silnik liniowy (lub krokowy). ,,Bieguny" stojana tego silnika liniowego umieszczone są pod talerzem w miejscu, gdzie nie sięga zakres poruszania się wkładki. Talerz zaś dzięki magnetycznemu pierścieniowi stanowi wirnik tego silnika. Mnie osobiście taka konstrukcja bardzo się podoba. Nie spotkałem też takiego rozwiązania w żadnym innym gramofonie..., a było tak dlatego, że jest to rozwiązanie dość egzotyczne. - pisze na temat Adama dr inż. Maciej Tułodziecki.
Jednak dziś po latach wiadomo, że psuje się najczęściej jedna część - są tam czujniki w postaci nawiniętych chyba na ferrytowy rdzeń cewek o bardzo niewielkich rozmiarach. Dotyczy to wersji GS-420 i GS-424. Te cewki przepalają się, lub miedź ulega korozji (trudno powiedzieć) i gramofon przestaje działać. Części zamienne są nie do zdobycia, bo były wykonywane wyłącznie do tego sprzętu.
Ten problem nie powinien występować w wersji GS-421 i GS-425 zaopatrzonej rzekomo w typowy silnik krokowy), ale jak stwierdza Maciej Tułodziecki, nie wiadomo, czy takie wersje w ogóle fizycznie istnieją.
A man can never have enough turntables.

Czas.
Przyjdzie taki dzień, gdy będziemy już tylko patrzeć.
Albo znajdzie się jeszcze jakaś złota rączka.