Zaczynam wątek o gramofonie, który właśnie zacząłem przywracać do stanu używalności. Gramofon działa, ale wygląda fatalnie, jakby ktoś przechowywał go w stodole. Na szczęście nie jest zawilgocony, a w środku wygląda lepiej niż z zewnątrz.

Moze się to wydawać dziwne, ale to jest gramofon "Bernard". Fonica dość dziwacznie nazywała tą samą nazwą całkiem różne gramofony. Pierwszy z nich pojawił się pod koniec lat 70'. To był "Bernard G-603a" Najnowszym był chyba GS-434. Model GS-431 pojawił się w latach 80' wkrótce po modelu G-8010. Ten ostatni był zaprojektowany jako część tzw. wieży, którą produkowała Diora. Miał szerokość midi (36 cm). Jednak ktoś poszedł po rozum do głowy i stwierdził, że są też pełnowymiarowe wieże. Na zachodzie miały one zwykle 42 cm, a u nas często 43 cm szerokości. I w ten sposób powstał chyba w roku 1982 GS-431 o szerokości 44 cm. Nie pytajcie mnie po co miał 1 cm więcej.O podobieństwie gramofonów niech zaświadczą naklejki, które są wewnątrz obudowy prezentowanego wam sprzętu.

Na początek nieco wyczyściłem obudowę z kurzu i przejrzałem elektronikę. Z nią na szczęście wszystko było w porządku, jedynie potencjometry montażowe i ten obrotowy z przodu trzeba było nieco rozruszać.No i oczywiście wyczyścić.


pokrywa.jpg
ramie.jpg 
srodek.jpg
pcb.jpg

A man can never have enough turntables.

Kolejną rzeczą było ustawienie obrotów. To była pięta achillesowa w zasadzie wszystkich polskich gramofonów z okresu PRL. Nie trzymały obrotów, a co najgorsze czasem dźwięk mocno pływał. W tym wypadku miałem do czynienia z gramofonem, który nie był używany od dobrych 25 lat, jeśli wierzyć sprzedającej. Należało wyczyścić mocowanie talerza, a więc oś z podtalerzykiem i mosiężną tuleję. Patyczki do uszu się do czegoś przydają.

Następnie smarowanie odpowiednim olejem i regulacja. Najpierw potencjometrami od spodu. Podniesienie gramofonu do pionu, pokręcenie płaskim śrubokrętem, postawienia poziomo, uruchomienie, pomiar. I tak kilkanaście razy, bo potem osobno trzeba wyregulować było drugą prędkość (czyli 33,3 oraz 45 RPM). Na koniec sprawdzenie skuteczności potencjometru z przodu obudowy.

Dopiero po pozostawieniu pracującego gramofonu udało się ustabilizować obroty. Instrukcja podaje, że kołysanie dźwięku ma być mniejsze niż0,15%. Jak widać na screenach w zasadzie się to udało.


rpm33.jpg rpm45.jpg 
A man can never have enough turntables.

#2 23 Kwiecień 2023, 19:12:07 Ostatnia edycja: 25 Kwiecień 2023, 12:31:41 by StaryM
Podstawowym problemem zwykle jest obudowa. Gramofony wcześniej przeze mnie odnawiane miały plintę z płyt wiórowych, w przypadku sprzętów z PRL bywało, że plinta "się sypała". Zmienne warunki przechowywania często powodowały,że płyty wiórowe raz nasiąkały wilgocią, a innym razem rozsychały się. Tu mam problem inny. Obudowa gramofonu jest metalowa i trzeba ją pomalować. Oryginalnie był to taki szary metalowy mat. Wyglądał brzydko nawet jako nowy (tak to pamiętam). Jednak rozbiórka całości to za dużo pracy. Tam jest od cholery kabli i rozmaitych spinek z plastiku, które z racji wieku mogą rozbiórki nie wytrzymać. Zatem będę malował zwykłym sprayem. Panel przedni też jest w bardzo kiepskiej kondycji i jeszcze nie mam pomysłu, co zrobić. Za to talerz  i matę udało mi się względnie dobrze doczyścić.

talerz.jpg

panel.jpg
 
A man can never have enough turntables.

Zabrałem się za poprawianie wizualnego stanu gramofonu. Poleruję pokrywę. Papier ścierny od 800 do 3000. Obecnie tak wygląda po użyciu papieru o gradacji 1500. Jest matowa ale plamy i rysy zniknęły. Nie mam doświadczenia w takim głębokim polerowaniu, więc robię to ostrożnie.
Odnowienie panelu profesjonalnie jest możliwe. Ale naniesienie napisów sitodrukiem przewyższałoby wartość gramofonu. Ponieważ nie zamierzam zachować tego gramofonu, ani też nie przejawiam "czci" wobec tego zabytku, więc pomalowałem panel czarną matową farbą, napisy zaklejając taśmą malarską. Z bliska to widać. Ale już z pewnej odległości da się przeżyć. ;)

pokrywa-1.jpg
panel-2.jpg 
A man can never have enough turntables.

GS-431 był pod koniec PRL przeznaczony w sporej części na eksport. Stąd napisy po angielsku. Niektóre egzemplarze były opisane po francusk, a prawdopodobnie i po włosku. Nosiły różne nazwy i czasem miały inne symbole. Nie zmienia to faktu, że nie były to szczególnie udane modele. W zasadzie wszystkie "Bernardy" poczynając od tego G-603A, a na GS-431 i pokrewnych kończąc, miały problem z równomiernością obrotów. Zwykle należało włączyć gramofon i pozwolić by talerz się kręcił przez kilka (przynajmniej) minut, by obroty się uspokoiły.
Jednak dziś w epoce renesansu płyty winylowej mam często do czynienia z ludźmi, którzy kupują (lub zamierzają kupić) najgorsze chińskie badziewia. Wydają od 400 - do 600 złotych i wydaje im się, że to dobry pomysł. Zwykle po paru tygodniach przekonują się, ze zrobili zły interes. Dźwięk pływa i jest płaski jak ze starego radia na falach długich. Sprzęt się często psuje, bo jest wykonany z kiepskiego plastiku. A tymczasem dawny gramofon z PRL jest jednak lepszy. Ma wkładkę elektromagnetyczną, nie będzie niszczyć płyt i jego cena też jest do przełknięcia. Oczywiście nie mam na myśli wzorowo odrestaurowanych Danieli czy Adamów lub nawet trochę kultowych Fonomasterów. Ale tych "Bernardów" było kiedyś całe mnóstwo, więc da się kupić tanio.

Na zdjęciu plinta. Teraz tylko muszę poczekać na zamówione nóżki oraz igłę do MF-100. Dokończyć szlifowanie pokrywy. No i poskładać to do kupy.

plinta.jpg
A man can never have enough turntables.

Pokaż od spodu talerz, ze szczególnym uwzględnieniem nadlewów. Ja z tym miałem problem, bo niektóre były na gładko, a inne wystawały nawet ok 2,5mm, co mocno zaburzało wyważenie. Po przewleczenia przez otwór gwintu z metra i zablokowaniu nakrętkami, położony na podstawkach talerz bujał się jak wahadło. Po zeszlifowanie wszystkich na gładko, jak ręką odjął. 
Zasilacz- prostowanie jest jednopołówkowe. Ja wstawiłem mostek na przewodach trafo - płytka, zostawiając diodę prostowniczą, która w tym układzie nie przeszkadza (ale po wstawieniu mostka można zastąpić ją zworką).
Żeby pozbyć się przewodu pod napięciem sieci w obudowie, za transformatorem zrobiłem obwód zasilający LED (zamiast neonówki). Wymaga własnego mostka prostowniczego o znikomej mocy i rezystora dopasowującego prąd dla diody LED.

Kupiłem w lokalnym sklepie przejściówkę DIN-RCA, bo nie mam zamiaru nic w gramofonie przerabiać. Wracając odebrałem z paczkomatu zamówione nóżki i igłę. Tak więc mogę już zacząć montować gramofon, choć to jeszcze nie koniec, bo czeka mnie jeszcze sporo pracy przy pokrywie.

dodatki.jpg

din-rca.jpg 

Talerze peerelowskich gramofonów były mniej więcej takiej jakości jak polskie samochody. Ten wygląda niezbyt ładnie od spodu (kto to będzie oglądać), ale nie kołysze się na boki i jest nieźle wyważony. Nie będę go poprawiać, bo nie mam do tego odpowiednich narzędzi.

talerz-2.jpg
A man can never have enough turntables.

Masz szczęście, tu wszystko jest ładnie stoczone. U mnie, w GS464, wyglądało to znacznie gorzej, ale był to z zasady niższy model, z cienkim talerzem i kryzysowym ramieniem. IMG_20230425_184140.jpg

Zastosowałem też bardziej "cywilizowaną" wkładkę (OM-10 z igłą E od StylusCo). Nabywca, jak posłuchał płyty, był zachwycony i nawet nie w głowie miał negocjację ceny. 😁

Jest jeszcze jeden "myk", związany zarówno z obrotami, jak i autostopem. Otóż ważny jest stan żarówek, jeśli bańka będzie zaczernione, a to normalne dla tego typu żarówek, gdzie drucik prawie dotyka ścianek, obwód fotoelektryczny może źle pracować. Miałem przed laty taki przypadek w G8010. Co jakiś czas podczas odtwarzania, potrafił podnieść ramię i stanąć. Co się naszukałem przyczyny- sprawdzałem układ na płytce, szukałem zimnych lutów, z siebie wychodziłem, a tu się okazało, że czarna żarówa ledwo świeciła- na styk, a jak lekko spadło napięcie, fotorezystor dostawał za mało światła i autostop wyłączał odtwarzanie. Wymiana żarówki rozwiązała problem.