Kontynuując cykl o starych gramofonach, dziś o GS-434 "Bernard". Pierwszy gramofon "Bernard" to był G-603A. Od "Fonomastera" i wcześniejszych różnił się gorszym ramieniem. Nie miało wymiennego headshella. Zakładanie wkładki to było wyzwanie. Miękkie zawieszenie teoretycznie powinno tłumić niepożądane drgania, w praktyce było denerwujące. Ja swój gramofon postawiłem na półce przymocowanej do ściany. Każdy egzemplarz, który miałem w ręce, miał niewielki przydźwięk silnika. Gramofony te notorycznie nie trzymały obrotów, trzeba było je regulować przed posłuchaniem każdej płyty.
GS-434 to kolejna odsłona "Bernarda" w nieco kryzysowej wersji. A może po prostu bardziej popularnej? Ramię - poza aluminiową rurką - jest plastikowe. Ale o dziwo gramofon z 1985 roku po tylu latach był prawidłowo skalibrowany. Zawieszenie plinty jest sztywne, stopki regulowane w niewielkim zakresie, spód obudowy plastikowy (w poprzednim modelu była sklejka). Jednak drgania się nie przenoszą (próbowałem tupać, nie za dużo, żeby sąsiadów nie wkurzyć). Gramofon trzyma obroty. Raz ustawiłem i do tej pory trzyma. Cud normalnie. Autostop działa prawidłowo i powoli. W poprzednim modelu igła podskakiwała gwałtownie.

Sprzęt trafił do mnie przypadkowo i jestem w kropce, sprzedać czy zachować. Założyłem do niego wkładkę JVC Z1-S i dźwięk przy użyciu przedwzmacniacza Infera jest naprawdę niezły. W zasadzie nie potrzebuję drugiego gramofonu, ale z drugiej strony, mam sporo płyt starszych, troszkę zużytych, które na z wkładką Z1-S mają może troszkę mniej przestrzeni i słabszą trochę scenę, ale też mniej trzasków.
Takie oto są te problemy pierwszego świata. ;)

Zapraszam do obejrzenia zdjęć i zachęcam do robienia fotek i opisywania własnych sprzętów.
















A man can never have enough turntables.

Miałem go, tylko ze skrzynką malowaną na srebrnoszary kolor. Po prostu działał- nie zachwycał, nie wkurzał, nie ma czego wspominać.