Od dawna już piszemy na forum o Daphile, więc postanowiłem napisać o tym, jak względnie tanio taką maszynkę przygotować. Kiedyś miałem już komputer audio, o czym pisałem jeszcze na forum Audiostereo, a chyba i tutaj. Koncepcja była bardzo podobna do Daphile i oparta na serwerze LMS (Logitech Media Server). Wówczas wymyśliłem sobie, że będzie to komputer z wyświetlaczem działającym tak, jak Squeezebox Classic. Że będzie też pilot do zdalnego sterowania. Zatem serwer i player w jednym. To rozwiązanie miało pewną wadę. Nie korzystałem prawie wcale z pilota i wyświetlacza, bo literki za małe były. Po jakimś czasie więc sprzedałem elegancką obudowę a komputer w stanie montażowym wylądował na szafie i tam sobie pracował.

Jednak okazało się, że cichutki dysk Hitachi 2,5 cala nie jest z gumy, a mój Linux zajmuje niepotrzebnie 10 GB na przymałym dysku. Wymyśliłem sobie, że kupię obudowę na Allegro, włożę większy dysk i zainstaluję Daphile. To rozwiązanie miało wadę. Dysk 3,5 cala był za głośny. A zatem jeszcze jedna zmiana - kupno dysku SSD.

No i teraz co dalej? Płyta główna VIA Epia. Procesor 1GHz z pamięcią 1GB. Dysk 240GB z czego Daphile zajmie 2GB. Taką płytę można nabyć za kilkadziesiąt złotych, a jej zaletą jest to, że procesor niewiele się grzeje. Do tego miniaturowy zasilacz z przeciętym w środku kabelkiem do małego, ale głośnego wiatraczka. 18 złotych. Obudowa była droższa od pozostałych elementów, bo kosztowała chyba 130 zł. Oczywiście trochę kabli do tego - zasilający, SPDiF, Toslink, zwykły RCA analogowy, do monitora i ethernetowy. Te kable nie wszystkie są potrzebne, ale są wpięte na stałe, bo z powodu rozmiarów obudowy gniazda są dość głęboko w środku.
Najdroższy był dysk, bo kosztował mnie 180 zł. Oprócz tego jeszcze kupiłem cichy wiatrak oraz czujnik temperatury. Łącznie kosztowałoby mnie to jakieś 500zł, gdyby nie to, że sporą część tej konstrukcji miałem już "na stanie".

Zaletą tej płyty jest świetna karta dźwiękowa z wyjściami cyfrowymi i pełnymi możliwościami od 44,1kHz do 192kHz. Oczywiście ważne to jest tylko wtedy, gdy komputer ma być też odtwarzaczem, a nie tylko serwerem.
A man can never have enough turntables.

Komputer jest całkowicie cichy. Dla bezpieczeństwa jest wiatrak, który się włączy, jeśli temperatura obudowy zasilacza przekroczy 55 stopni. Mało prawdopodobne, bo zwykle jest to jakieś 45. Ale wentyl bezpieczeństwa jest. Wiatrak umieściłem z tyłu i będzie wypompowywał ciepłe powietrze ze środka.

Obudowa jest z tzw. dibondu wzmacniana boczkami drewnianymi, bardzo przyzwoita. Tył nie jest zbyt elegancki, bo nie miałem odpowiednich narzędzi do zrobienia otworów, a zamówić z otworami nie mogłem. bo nie wiedziałem jak to będzie ;) Z tyłu jest na wszelki wypadek reset. A z przodu wyłącznik ATX i zielona dioda pokazująca, że komputer pracuje.

Instalacja jest bardzo prosta. Przypomnijmy. Ściągamy plik z obrazem systemu (iso) ze strony autora Daphile. Używamy naszego ulubionego programu do nagrywania pendrajwów startujących (u mnie to był Unetbootin) i startujemy. Komputer uruchamia się momentalnie i wtedy siadamy sobie przy naszym desktopie i zdalnie robimy instalację na twardy dysk. Na tym etapie do Daphile musimy mieć podpięty monitor i klawiaturę.

A potem już tylko kopiowanie muzyk na dysk Daphile i to już wszystko.
A man can never have enough turntables.

Od paru dni testuję Daphile bardzo intensywnie. Trzeba powiedzieć, że wymagania sprzętowe nowszych wersji wzrosły w stosunku do tego, co było kiedyś. Mój komputer z procesorem VIA 1GHz i 1GB pamięci RAM to jest minimum.
Jak już wgrałem pliki z muzyką na dysk, to koło 20 godzin trwało skanowanie i wprowadzanie wszystkiego do bazy Slim Servera. Wada oczywista dla mnie to sposób kopiowania na wewnętrzny dysk. Mamy do dyspozycji Sambę (otoczenie sieciowe w Windows) i interfejs www z Filemanagerem (przypuszczam, że również działa w oparciu o Sambę). Nie da się wrzucać na wewnętrzny dysk plików w katalogach hurtowo. Zaczynałem od 20 katalogów naraz, aż w końcu doszedłem, że trzeba katalogi przenosić tam pojedynczo inaczej pojawiają się błędy zapisu. 100GB muzyki to jednak za dużo, by siedzieć nad tym tydzień. Najwygodniejsze okazało się wyjęcie dysku i skopiowanie bezpośrednio.
A man can never have enough turntables.

A ja odkryłem niedawno fajne narzędzie do synchronizacji folderów, obsługuje nawet foldery sieciowe. Można predefiniować ustawienia i później jeden klik załatwia sprawę.

https://www.linux-apps.com/p/1127677/

Ale jak mam przewalić od nowa 150 GB to i tak  wolę podpiąć przez usb  8)

Zapamiętam sobie to narzędzie, faktycznie obiecujące. Tym bardziej, że muszę na domowym komputerze zainstalować nową wersję Linuksa. Mam wciąż KDE 4 i z tego powodu nie mogę już robić aktualizacji.
A man can never have enough turntables.